Idealna związek - przetrwa wszystko ?

Idealna związek - przetrwa wszystko ?

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 4 "W mroku dnia" III



           Dochodziła już 21. Hana stała przed oknem sali noworodków.  Dzisiejszy dzień był bardzo szalony i sama przed sobą musiała przyznać, że zdarzył się  niemal cud. 


           Wróciły do szpitala. Już od progu zaczepiły ją pielęgniarki. Wzywały ją do pani Kowalskiej, której stan diametralnie się pogorszył. Przeprosiła natychmiast Lenę i pobiegła do jej sali. Jak się okazało kobieta dostała ponownie  krwotoku, a do tego miała silne skurcze porodowe i chwilę wcześniej odeszły jej wody. Goldberg była pewna, że kobieta nie da rady urodzić naturalnie. Nie miała na tyle siły.  Lekarka zrobiła jej USG. Sytuacja skomplikowała się dodatkowo, bo dziecko owinięte było pępowiną.  Wpadła w jakiś amok. Adrenalina podskoczyła jej do góry. Kazała pielęgniarce monitorować tętno płodu. Jednak sama nie potrafiła podjąć żadnej decyzji. Miała świadomość, że na niej spoczywa obowiązek ratowania ich życia, ale czuła się jakby trochę bezradna. Wahała się dobrych kilkadziesiąt minut. Przerażona zbierając kolejne wyniki badań kobiety. Nastąpił moment krytyczny. Tętno dziecka spadło od poziomu, który bez interwencji utrzymujący się dłuższy czas mógł spowodować jego śmierć.


-Proszę przygotować pacjentkę na cito do cesarskiego cięcia.- rzuciła podenerwowana blondynka i sama pobiegła na blok.



           Po niecałych 3 godzinach na świat przyszła córka pani Kowalskiej.  Mała nie płakała.  Pielęgniarka, która odbierała ją z rąk Hany, chciała już zdecydować, iż dziecko urodziło się martwe. Pani doktor aż zakręciło się w głowie. Bała się o tego malucha. Walczyła o życie dziewczynki przez przeszło dwie godziny i miała nadzieję, że walka była wygrana. Udało jej się odwinąć ją ze ścisło przylegającej pępowiny, a stan jej matki był stabilny. Teraz stała i zdenerwowana starała się ją zszyć. Za jej plecami o życie małej Kowalskiej toczyły bój położne. Wreszcie, gdy ona skończyła swoją pracę usłyszała głośny płacz dziecka. Wzruszyła się. Cieszyła się, że udało jej się uratować życie dwóch osób.


           Teraz patrząc na umytą i owiniętą w szpitalną pościel dziewczynkę zastanawiała się, jak ma porozmawiać z Piotrem. Może to, że udało się jej jakoś dokonać prawie niemożliwego w przypadku ich sąsiadki jest znakiem, że między nimi też jest szansa na pogodzenie. Lena miała rację. Musiała szczerze powiedzieć mu, co czuje i myśli, jaka jest jej wizja przyszłości i opowiedzieć mu dokładnie, co działo się z nią od dłuższego czasu. Układała sobie w głowię tą rozmowę. Widok uśmiechniętego malca działał na nią motywująco, a zarazem uspokajająco.

           Wszedł do mieszkania. Zastała go głucha cisza i ciemność. Żadne światło w mieszkaniu nie było zapalone.  Sprawdził dokładnie wszystkie pomieszczenia i nigdzie nie zastał blondynki.  Usiadł zmęczony na kanapie. Sporo myślał nad tym wszystkim. Chciał się z nią pogodzić, ale ona najwyraźniej zdecydowała za niego, że muszą się rozstać.  Przetarł twarz dłońmi. Nie wierzył, że to wszystko między nimi tak może się skończyć.  Za pewne Hana wyprowadziła się i wróciła do starego mieszkania. Postanowił działać. Musiał chociaż spróbować to naprawić. Nie mógł jechać jednak do niej, bo i tak by go nie wpuściła. Ostatnią deską ratunku była wizyta w szpitalu w nadziei, że właśnie tam ją zastanie. Niewiele myśląc wyszedł zamykając mieszkanie i ruszył do pracy. Na miejsce dotarł bardzo szybko. Przeszedł przez prawie wszystkie możliwe pomieszczenia od pokoju lekarskiego, przez izbę przyjęć po jej gabinet i nie umiał jej znaleźć. W zasadzie, kiedy sprawdził na grafiku, czy w ogóle była w pracy to miała rozpisany dyżur, który skończył się kilka godzin prędzej. Nie wiedział właściwie, czemu później szukał dalej, ale czuł, że ona jednak musi tutaj być tylko nie miał pojęcia gdzie.  Usiadł na jednym z tych niewygodnych szpitalnych krzesełek i próbował zebrać myśli. Stwierdził, że może dziewczyna wybrała się na spacer do pobliskiego parku. Wstając wpadł na kogoś.



-O hej Piotr.  A co Ty taki nieobecny? Ludzi jeszcze pozabijasz.- zaśmiała się Wiki.

-Cześć. Nie widziałaś może Hany?- zapytał nie zważając na docinki koleżanki.

-No miała dzisiaj operacje i to nawet dwie. Podobno bardzo ciężki przypadek. Wiesz to chyba ta kobieta z pobicia. Może urodziła.

-Mówisz o Kowalskiej?

-No tak. Chyba tak. Czemu jej szukasz? Co Ty taki zdenerwowany?- zapytała zaintrygowana.

-Nie ważne. Nie wiesz, czy jesteś jeszcze w szpitalu?

-No, a co takie gołąbeczki gruchające i nie wiesz, gdzie Twoja połowica?

-Daruj sobie Wiki. Widziałaś ją?- powiedział poirytowany.

-No ok, ale za wami to się chyba nie nadąży.- stwierdziła dodając po chwili zastanowienia.- Nie jestem pewna, ale powinna się chyba jeszcze gdzieś krzątać po oddziale. Wiesz sam dobrze, że ona nie zostawia pacjentek bez nadzoru, a Darka chyba jeszcze nie ma.

-Dzięki.- rzuciła na odchodne i bez pożegnania pobiegł w stronę sal pooperacyjnych.



              Sprawdził to miejsce, ale również tam jej nie zastał.  Przypomniało mu się, że Consalida wspominała coś o porodzie. Z resztkami nadziei udał się w kierunku oddziału dla noworodków. Przeszedł przez jego próg i rzuciła mu się w oczy znajoma sylwetka odwrócona tyłem do drzwi. Kobieta wpatrywała się w któreś z łóżeczek z niemowlętami.  Ulżyło mu, że ją zobaczył. Niepewnie podszedł do niej. Cała przemowa, którą wcześniej sobie ułożył jakoś nagle uleciała mu z głowy. Stanął tuż obok niej i skierował swój wzrok w ten sam punkt, co ona. Chwycił ją mimowolnie za rękę. Nie wyrwała mu jej. Zdziwił się trochę, bo mimo wszystko dalej byli ze sobą skłóceni.



-Udało Ci się uratować ich życie.- stwierdził z dumą w głosie.

-To cud Piotr. Tutaj nie ma mojej zasługi, gdybym zwlekała jeszcze chwilę to tego malucha by nie było.- powiedziała przekornie.

-Ale to Ty podjęłaś w końcu decyzję. Miałaś tą odwagę, żeby wziąć cudze życie na swoje barki.- odparł.

               Oparła się o niego i przytuliła twarz w jego ramię nie odrywając spojrzenia od dziewczynki.



-Wyprowadziłaś się?- zebrał się w sobie i zadał nurtujące go pytanie.

-Nie. Skąd Ci to przyszło do głowy?- zapytała zdziwiona.

-Bo mieszkanie było praktycznie puste i nie było nigdzie Twoich rzeczy na wierzchu.- odpowiedział szczerze.

-Myślałam o tym, ale stwierdziłam, że jednak nie.

-Dlaczego jednak zostałaś?- drążył.

-Wracajmy do domu. Miałam ciężki dzień.- powiedziała ignorując jego pytanie, na które nie wiedziała dokładnie, jak odpowiedzieć.



             Chciała zyskać na czasie. Odwróciła się do wyjścia i pociągnęła Piotra za sobą.  Poszli w milczeniu do lekarskiego, gdzie Hana szybko się przebrała i zabrała swoja torbę.  Wyszli ze szpitala i ruszyli w drogę do domu. W samochodzie blondynka myślała cały czas nad wyjściem z tej sytuacji.  Co ona mu ma powiedzieć? Jak się zachować? Czy postawić wszystko na jedną kartę? Czy potrafi z nim być naprawdę szczęśliwa? Czy będą umieli stworzyć wspólnie udany związek? A może jednak lepiej byłoby się rozstać i stracić to wszystko, co już zyskała? Tysiące pytań pojawiały się w jej głowie, a nie otrzymywała na niej żadnej odpowiedzi.

Agatka&Agnes

niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 4 "W mroku dnia" II



             Po wyjściu mężczyzny Hana pozbierała się w sobie i poszła opowiedzieć Julce bajkę na dobranoc. Dziewczynka zasnęła krótko później wtulona w nią. Goldberg gładziła małą po głowie. Rozmyślała o tym, co niedawno wydarzyło się między nią a Piotrem. Jeszcze kilka dni temu przeżywali jedne z najpiękniejszych chwil w życiu, a teraz tkwili w niewiadomym punkcie w ich wzajemnych relacjach.


              Stała sama w ciemnym przedpokoju. Obserwowała Gawryłę, który czule zajął się Julką, prawie jak własnym dzieckiem.  Zaniósł śpiącą dziewczynkę do salonu i przykrył ją. Sam zdjął bluzę. W mroku zarysowały się przed jej oczyma męskie barki i umięśnione ramiona bruneta. Jej zmysły zaczęły szaleć.  Niesamowicie pragnęła go w tym momencie. Spuściła głowę chcąc opanować się jakoś, ale z każdą chwilą pożądanie w niej rosło. Szedł w jej stronę. Kiedy tylko zbliżył się do niej to w jej nozdrzach zagości zapach jego perfum. Straciła pełną kontrolę nad sobą. Pocałowała go z całą siłą, na jaką mogła sobie pozwolić. Jego dłonie spoczęły na jej pośladkach. Podniósł ją do góry. Całując się poszli do wspólnej sypialni.  Położył ją na łóżku. Zniecierpliwiony zdjął swój t-shirt. Opadł na nią. Wpił się w jej usta. Gładził opuszkami palców jej szyję. Przejechał na jej dekolt i zawędrował w dół aż do jej kobiecości. Pieścił ją. Następnie obdarowywał pocałunkami jej szyję i obojczyk. Wsunął jej ręce pod bluzkę i szybko odsłonił jej ciało. Odrzucił za siebie koszulkę Hany.  Zadrżała czując dotyk mężczyzny na swoich piersiach.  Zrobiło się jej strasznie gorąco. Zakręciło się w głowie. Zawzięła się w sobie. Oplotła nogami go w pasie i odepchnęła się z całej siły od łóżka. Przewróciła go na plecy i usiadła na nim okrakiem.  Nachyliła się i językiem zaczęła pieścić jego tors. Wargami muskała jego skórę. Rozpięła na oślep pasek jego spodni i zdjęła je z niego.  Czuła na swoim  udzie jego nabrzmiałą męskość.  Nie pozostawał jej dłużny.  Mierzwił jej blond włosy. Gładził jej łopatki. Później przejechał wzdłuż kręgosłupa.  Odpinał powoli pasek. Zsunął  ubranie z jej bioder. Jej ciało po prostu gotowało się. Serce biło jak oszalałe. Jej ukochany dokładnie wiedział, jak doprowadzić ją takiego stanu.  Poddawał się mu. Nawet nie zauważyła, gdy on ponownie leżał na niej. Jej mózg nie rejestrował niczego, poza rosnącą w niej rozkoszą.  Pozbył się jej stanika.  Ugniatał każdą z jej piersi. Całował je delikatnie. Przeszedł przez nią dreszcz.  Z jej ust wydobywało się ciche pomrukiwanie, które przerodziło się w pojedyncze hebrajskie słowa. Nie panowała nad tym. Gdy poczuła jego oddech na swojej twarzy i  głaszczące jej policzek palce Piotra spojrzała na niego dotychczas zamkniętymi oczyma. Patrzał na nią zaniepokojony. Pewnie nic nie zrozumiał, z tego, co mówiła. Musiał się martwić, że odczuwa jakiś ból związany z pobiciem. Miała jednak na ciele dużo siniaków.



-Hana, boli Cię coś? Może nie powinniśmy?- zapytał szeptem wprost do ucha całując jej policzek.

-Wszystko dobrze.  Chcę być teraz Twoją.- odparła zahipnotyzowana jego głosem.



             Ich wargi złączyły się w czułym pocałunku. Nie odzywali się już do siebie.  Piotr zdjął swoje bokserki i to samo uczył z bielizną blondynki. Patrzała w skupieniu na niego. Jego mięśnie napinały się w każdym ruchu. Położył się ponownie na niej.  Przyciągnęła go maksymalnie do siebie. Spojrzał jej w oczy. Jego zielone źrenice płonęły.  Kocham Cię- wyszeptał. W tym samym momencie poczuła, jak wchodzi w nią.  Zrobił to najdelikatniej jak tylko potrafił.  Zacisnęła palce na prześcieradle, ale po chwili przeniosła je na jego barki. Wtuliła twarz w jego tors. Poruszali niespiesznie biodrami. Jej oddech przyspieszał. Dochodzili do szczytu. Czuła jak coś w niej pęka. Ciepło wypełniło całe jej ciało. Zdyszany opadł na nią wgniatając ją swoim ciężarem w chłodną pościel. Gdy minęło pierwsze zmęczenie przesunął się na bok. Wsparł się na łokciu i obserwował ją. Jej oddech dawno już wrócił do normy. Odgarnął nieposłuszny kosmyk włosów z jej czoła.



-Nie mam słów, aby opisać to, jak bardzo Cię kocham.- powiedziała poruszona Hana.



Gawryło uśmiechnął się tylko do niej. Objął ją i przyciągnął do siebie. Przytulił ją z całej siły.  Nie minęło jednak dużo czasu, gdy mężczyzna wypuścił ją z uścisku i wstał. Nie wiedziała, co się dzieje.



-Piotr, co robisz? Coś się stało?- spytała zdezorientowana.



              On jednak milczał. W spokoju szukał czegoś po omacku na ziemi. Dziewczyna owinęła się kołdrą i usiadła.  Denerwowała się nie wiedząc, o co chodzi. Blade światło księżyca oświetlało jej faceta.  Zauważyła, że usilnie przegrzebywał kieszenie swoich spodni. Wyjął coś i uśmiechnął się tajemniczo wykrzykując zadowolony „ Mam!”.  Zbliżył się do niej. Nie spuszczała z niego wzroku. Na jego twarzy malował się lekki stres. Uklęknął przed nią. Domyślała się, co może się zaraz stać, ale jakby sama w to nie wierzyła.



-Hano Goldberg wiesz dobrze, jak bardzo Cię kocham. Zależy mi na Tobie od pierwszej chwili, gdy Cię ujrzałem. Nie wyobrażam sobie, abym mógł z kimś innym niż Ty ułożyć sobie przyszłość. Chcę zasypiać i budzić się przy Tobie. Mieć się do kogo przytulić i pocałować. Chcę mieć w Tobie oparcie i ufać Ci bez granicznie tak jak do tej pory. Nie wiem, jak mógłbym inaczej zapytać, więc zrobię to prosto. Zostaniesz moją żoną?- powiedział niemal jednym tchem.



            Smugi światła księżycowego rozświetlały jego twarz.  Szczerze poruszyło ją jego wyznanie.



-Tak!- wykrzyknęła po chwili nie chcąc trzymać go dłużej w napięciu i chwyciła jego twarz w dłonie gładząc kciukami jego zarośnięte policzki.

-Naprawdę za mnie wyjdziesz?- zapytał szczęśliwy.

-No oczywiście, głuptasie.- odparła uśmiechnięta całując go w usta.



          Uniósł ją w górę w swoich ramionach. Zaczął się kręcić nie wypuszczając jej z objęć. Widać było gołym okiem, jak ogromna radość wypełnia ich oboje.  Opadli ponownie na łóżko. Zaśmiała się cicho. Wtuliła się w niego całą sobą. Piotr wsunął jej na serdeczny palec niewielki pierścionek, który dotychczas kurczowo ściskał w dłoni. Rozmawiali tej nocy jeszcze długo. Miała wrażenie, że te oświadczyny były już strasznie długo odkładane w czasie, a dzisiaj były one bardzo spontaniczne.  Zasnęli bardzo późno.


        Bawiła się teraz tym pierścionkiem. Mimo sprzeczek, które były przez te kilka dni między nimi aż po ta dzisiejszą włącznie to nawet przez myśl nie przeszło jej, że mogłaby się z nim faktycznie rozstać albo zrezygnować z ich małżeństwa. To było dla niej zbyt ważne. Nie mogła wiecznie tłumaczyć się trudnymi przejściami, bo jego również to wszystko wiele kosztowało. Stała się bezwzględna, egoistyczna i pozbawiona uczuć względem niego. Karciła się za to cały czas. Nie potrafiła jednak wymyślić jakiegoś rozsądnego sposobu wyjścia z tej sytuacji.  Wstała w końcu z łóżka Julki i poszła do swojej sypialni. Położyła się zmęczona po tym dniu, ale nie umiała zasnąć. Rano musiała jechać na dyżur do szpitala. Odwiozła dziewczynkę do szkoły. Martwiło ją, że Piotr nie wrócił do domu. W pracy szybko odegnała od siebie troski związane z jej związkiem. Okazało się, że po przyjęciu kilku pacjentek pielęgniarka wezwała ją do sali pani Kowalskiej.  Kobieta skarżyła się na silne bóle w podbrzuszu. Do tego zaczęła krwawić. Hana wykonała jej niezbędne badania. Postawiła sobie za cel, że uratuje i ją i dziecko- za wszelką cenę.  Aby tego dokonać, musiała przeprowadzić zabieg i kontrolować sytuację lekami.  Monitorowała stan kobiety.  Nie było żadnej poprawy. Wzięła ją na salę operacyjną.  Stała za stołem prawie 3 godziny, ale mogła być z siebie dumna, gdy później siedziała w bufecie. Chciała jakoś się posilić, bo wiedziała, że będzie musiała tutaj zostać, aby cały czas kontrolować sytuację. Gdy tak siedziała samotnie przy stoliku popijając czarną, mocną kawę, dosiadła się do niej Lena.



-Cześć Hana. Jak tam? Ciężki dyżur?- zapytała internistka.

-Hej Lena.- przywitała się pochmurnie.- Dyżur jak to dyżur. Ciężki jak zawsze.

-Coś się stało?- zapytała brunetka wyczuwając problemy przyjaciółki.

-Wszystko się sypie.- odpowiedziała cicho ginekolog.

-Chcesz o tym pogadać?- spytała nieśmiało, na co blondynka zmierzyła ją smutnym wzorkiem.

-Właściwie to nie ma o czym.- stwierdziła zmartwiona.-  Ale może powinnyśmy porozmawiać, ale nie tutaj. Chodźmy na spacer, jeśli masz chwilę.

-Jasne. Chodź.



              Po niecałych 10 minutach chodziły alejkami parku otaczającego szpital.  Hana bała się sama zacząć rozmowę,  a Starska nie wiedziała w sumie, o co zapytać.



-Nie układa nam się z Piotrem.-przełamała się.

-Mogłam się domyślić, że się pokłóciliście. O co Wam poszło?

-Mamy inne wizje naszej wspólnej przyszłości.

-No wiesz Hana zawsze myślałam, że akurat w tym to jesteście zgodni. Wiesz ślub, wspólny, duży dom z ogródkiem, dzieci….

-To się myliłaś.- stwierdziła Goldberg.

-Myliłam? Przecież to  z Tobą wiele razy o tym rozmawiałam. Oboje chcieliście założyć rodzinę, więc w czym rzecz.

-Ja nie chce mieć dzieci Lena.- powiedziała pewnie nieco ściszając przy tym głos, jakby mówiła o jakieś zbrodni, którą popełniła.

-Nie chcesz mieć dzieci?- zapytała zszokowana.- Zawsze powtarzałaś, że to najcenniejsze, co w życiu można mieć.

-Ja nie chce mieć dzieci.- powtórzyła.- Poza tym Darek stwierdził, że najpewniej mieć ich już nie mogę, a nawet jeśli zaszłabym w ciążę to albo poronię albo dziecko urodzi się chore.

-Ale nie rozumiem. Dlaczego? Czemu tak myślisz? Na jakiej podstawie?- dopytywała Lena.

-Jestem ginekologiem, więc wiem, jakie może nieść z sobą konsekwencje gwałt, już nie mówiąc o tym, jak bardzo brutalny. To jak mój organizm wyglądał na zewnątrz po tym wszystko to nic w porównaniu z tym, co stało się wewnątrz.

-Czyli jednak miałam rację, że ten facet nie tylko Cię bił.- odparła.- Rozmawiałaś o tym z Piotrem?

-Tak, miałaś rację. Najgorsze jest to, że wszystko jeszcze nie wróciło do normy. – dodała po chwili milczenia.- Nie. Nie rozmawiałam z nim.

-Jak to nie rozmawiałaś? On powinien o tym wiedzieć. To od tego zależy wasza przyszłość. Właściwie to nie wiem, co Ci doradzić. To jest trudna sytuacja. Nie wiem, czy z Witkiem poradzilibyśmy sobie  z tym.

-Wiem Lena. Boję się jednak tego jak on na to wszystko zareaguje. Po prostu obawiam się jego reakcji. Chociaż po wczorajszej kłótni, kiedy powiedziałam mu, że nie chce mieć z nim dzieci, dosłownie wybuchłam i zrobiłam mu awanturę o nic, bo przecież jest nieświadomy, to  nie wiem, co mam zrobić, jak z nim rozmawiać i czy jeszcze mamy szansę to odbudować. Na dodatek kazałam mu sobie pójść do innej, bo pierwsza lepsza pewnie chciałaby mieć go dla siebie.- powiedziała skruszona.

-Wiesz, że przesadziłaś?

-Tak wiem, ale teraz pewnie już za późno.

-Nie martw się. Jestem pewna, że przetrwacie i to. Między wami jest zbyt silne uczucie, żeby móc je zniszczyć. On na pewno wszystko zrozumie tylko musicie naprawdę szczerze z sobą porozmawiać. Bez żadnych kłótni, awantur. Macie już za sobą tyle problemów, że nie warto stwarzać samemu nowych. Postaw na szczerość i wszystko będzie dobrze.

-Obyś miała rację.- powiedziała Hana patrząc w niebo.



              Zachodziło akurat słońce. Musiały wracać do pracy. Przyszłość była niepewna, ale może Lena faktycznie miała rację? Może uda się im naprawić wszystko i pogodzić?

Agatka&Agnes

piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 4 "W mroku dnia" I



              Tydzień minął im w nadspodziewanie szybkim tempie.  Hana zdążyła już na stałe wrócić do szpitala. Mimo, że dalej odczuwała skutki ostatnich wydarzeń w swoim życiu to spokojnie mogła pełnić dyżury i przyjmować pacjentki.  W zasadzie mogła powiedzieć, że jej życie wróciło do normy.  Nie stawiała się już w pozycji ofiary gwałtu. Nie była aż tak zdystansowana od świata jak wcześniej. Poruszała się dosyć swobodnie wśród tak dobrze znanych jej ludzi. Oczywiście najbliższy jej był Piotr. Jako jedyny wiedział dokładnie, co przeżywała. Cała reszta traktowała ją jak najbardziej normalnie, ale ona sama nie chciała póki co dopuszczać ich do siebie, poza niezbędnym do pracy minimum. Dodatkowo spadła na nich opieka nad Julką. Jej matka w dalszym ciągu leżała w szpitalu. Nie zanosiło się, aby szybko z niego wyszła. Goldberg przewidywała, że kobieta najpewniej będzie musiała pozostać w Leśnej Górze aż do rozwiązania, a zważywszy na to, iż Kowalska nie miała tutaj bliższej rodziny to poprosiła ich, aby do tego czasu zajęli się jej córką. Mała była równie kontaktowa jak Tosia. Z tego faktu lekarka cieszyła się najbardziej, gdyż nie musieli jej aż tak bardzo tłumaczyć całej tej sytuacji. Owszem dziewczynka bardzo często pytała o mamę. Widać  było, że bardzo się o nią martwiła i tęskniła. Jednak nie chciała sprowadzać jej na głowę kolejnych problemów. Plusem tej sytuacji było również to, że praktycznie stałym gościem w ich domu stała się młoda Soszyńska. Dziewczynki doskonale razem się dogadywały. Miały wspólne zabawy i potrafiły się zająć sobą tak, aby Julka nie wracała do przeszłości. W tym wszystkim martwiła ją jednak nieco postawa Gawryły. On coraz częściej starał się ich rozmowy skierować na posiadanie dzieci. Ona natomiast unikała tego tematu jak ognia. Bała się powiedzieć mu prawdę. Nie wiedziała, jak mężczyzna zareaguje na jej słowa.  Zwłaszcza teraz, gdy ponownie miała stały kontakt z ciężarnymi to utwierdzała się w przekonaniu, że nie chce mieć dzieci. Z jednej strony niby to było piękne przeżycie-zostać matką, ale z drugiej przerażała ją  świadomość, że jej dziecko mogłoby urodzić się chore lub co gorsza, mogło nie pojawić się wcale, a wszystko przez jednego, psychicznie chorego faceta.  Sama nie wiedziała, jak powinna to wyjaśnij ukochanemu, ale wiedziała, że prędzej czy później taka poważna rozmowa ich czeka. W końcu dotyczyło to ich wspólnej przyszłości.

            Lekarka wychodziła właśnie ze szpitala po kolejnym ciężkim dniu. Dzisiaj wyjątkowo miała nawał pracy. Z resztą nie tylko ona. Gawryło musiał zostać dłużej, gdyż krótko przed końcem dyżuru został wezwany do pilnej reoperacji, która dodatkowo skomplikowała się. Zaczerpnęła w płuca powietrze. Była zmęczona, a musiała jeszcze pojechać po Julkę do szkoły. Mała pewnie już czekała na nią w świetlicy. Wsiadła do samochodu i po kilkudziesięciu minutach znalazła się już w szkole. Odebrała dziewczynkę i pojechała do domu. Po drodze rozmawiały ze sobą wymieniając wrażenia dnia dzisiejszego.


-No i jak tam dzisiaj było w szkole?- zapytała blondynka.

-Super ciociu!

-Dzisiaj Tosia do Nas nie przyjdzie.

-A czemu? Miałam nadzieję, że dzisiaj też się pobawimy.

-Musiała pojechać do lekarza, ale jutro na pewno do Nas przyjedzie. Dziś jednak będziesz musiała zadowolić się zabawą ze mną lub z wujkiem.


             Julka kiwnęła tylko przytakująco głową, ale widać było, że zasmuciła się. Odwróciła głowę w szybę i przyglądała się mijanym krajobrazom.  Hana wcale nie dziwiła się takiemu zachowaniu dziewczynki. Zdawała sobie sprawę, że mała ich lubi, ale jednak zbyt dobrymi kompanami do zabawy żadne z nich nie było.  W końcu przyjechały do domu. Goldberg zrobiła szybki obiad, a Julia odrabiała spokojnie lekcje w pokoju. Czas wlókł się niemiłosiernie.  Było już około 17, kiedy zjadły obiad. Lekarka posprzątała po posiłku. Dziewczynka zaszyła się sama w pokoju Tosi, który tymczasowo zajmowała. Tłumaczyła, że musi jeszcze przeczytać książkę do szkoły.  Kobiecie było to na rękę. Sama położyła się w salonie i przerzucała kanały w telewizji. Piotra nie było w dalszym ciągu. Dochodziła już prawie 20, gdy mężczyzna stanął w progu salonu. 


-Cześć Hana.- przywitał się na wstępie z ukochaną.

-Hej. Ciężki dzień. Nie wyglądasz zbyt dobrze.- stwierdziła mierząc go od stóp do głów.

-Ano masz rację.- westchnął.- Te operacje chyba kiedyś mnie wykończą. Normalnie nie czuję rąk.

-Idź myć ręce, a ja nałożę Ci obiad.- odparła lekarka.

-Jesteś aniołem.- powiedziała uśmiechając się do kobiety najszczerzej jak potrafił i zniknął w łazience.


            Dziewczyna poszła do kuchni. Przygotowała mu posiłek i postawiła talerz na stole, a sama ze szklanką soku usiadła naprzeciw. Po chwili Piotr zajął swoje miejsce i w pośpiechu zajadał danie. Kobieta mogłaby sobie rękę uciąć, że jej facet od rana nie miał nic do jedzenia w ustach. Z pełną buzią starał się jej zrelacjonować swój dzisiejszy dzień. Słuchała go z uwagą, co jakiś czas przytakując mu skinieniem głowy. Gdy tylko skończył wstała, aby pozbierać brudne naczynia. Zgarnęła wszystko ze stołu i wrzuciła do zlewu. Gdy tak stała przy blacie poczuła na swoich biodrach jego dłonie. Musnął ustami jej szyję. Poddała się przyjemności i przymknęła oczy.


-No posiłek był pyszny. To jak wykorzystamy tak pięknie rozpoczęty wieczór?- zapytał szarmancko.

-Masz jakieś propozycje?- odparła.

-No wiesz mam ich sporo.- stwierdził przesuwając ręce na jej talię, a ustami całując obojczyk.

-Na przykład?- zaczęła się z nim droczyć.

-No wiesz skoro mamy teraz trochę czasu dla siebie, bo Julka pewnie już zasnęła, to może postaralibyśmy się o małe Gawrylątko?- zapytał jak, gdyby nigdy nic.


            W głowie lekarki w jednej chwili spełnił się najczarniejszy scenariusz. Nie myślała, że akurat dzisiaj przyjdzie mu to do głowy. Natychmiast wyrwała się mu i wyszła do salonu. Chirurg patrzała na nią zdezorientowany. Nie miał bladego pojęcia, co powiedział nie tak. Był pewny, że Hana cały czas marzyła o dziecku, ale najwidoczniej bardzo się pomylił albo o czymś nie wiedział. Poszedł w ślad za nią. Siedziała podenerwowana na kanapie. Oparł się o futrynę i obserwował ją. Nie chciał pierwszy wychodzić z inicjatywą, żeby jeszcze bardziej jej nie zdenerwować. 


-Co Ty sobie w ogóle wyobrażasz?- zapytała wściekle.- Czyżbyś nie brał mojego zdania pod uwagę? Może powinieneś najpierw zapytać mnie o to, co myślę o posiadaniu dzieci, a nie wyskakiwać jak Filip z konopi z takimi propozycjami?

-Z tego, co pamiętam, to jeszcze całkiem niedawno sama mówiłaś mi, że chcesz mieć ze mną dziecko.- odparł spokojnie.- Myślałem, że dalej tego chcesz. No chyba, że coś się  zmieniło.

-Jakbyś nie zauważył to od tamtego momentu minął już prawie rok.- wybuchnęła wściekłością. -Nie raczyłeś pomyśleć, że wydarzyło się od tamtego czasu w naszym życiu bardzo wiele, co miało wpływ na naszą przyszłość?

-Co takiego masz na myśli?- zapytał lekko zszokowany nie do końca wiedząc, o co jej chodzi.

-Piotr! Nie każ mi do tego znowu wracać. Dobrze wiesz, że chce zapomnieć o przeszłości i żyć dalej.

-No, ale sama do tego teraz wracasz, a ja właśnie chcę tworzyć naszą wspólną przyszłość- powiedział ugodowo.

-Może nasza wspólna przyszłość wcale nie będzie taka, jaką sobie wyobrażasz?- stwierdziła przez zaciśnięte zęby.

-Co masz na myśli?- rzucił zaniepokojony.

-Nie chcę o tym teraz z Tobą rozmawiać. Dla mnie temat ciąży, posiadania dzieci jest zamknięty. Jeśli tego nie zaakceptujesz to może lepiej, jeśli się rozstaniemy. Nikt nikogo nie będzie do niczego zmuszać. W każdej chwili możesz mnie zostawić. Nie będę Cię na siłę zatrzymywać.- wykrzyczała.- Pewnie nie jedna będzie chciała się Tobą zaopiekować. Magda na pewno przygarnie Cię z otwartymi ramionami- dodała.


          Gawryło nic nie odpowiedział. Zmierzył ją wzorkiem. Jej słowa bardzo go zabolały. Nie przypuszczał, że po tak wielu przejściach usłyszy z jej ust coś takiego. Musiał ochłonąć. Ruszył do wyjścia. Zgarnął po drodze bluzę z wieszaka i wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami. Została sama. Powiedziała za dużo. Po raz kolejny. Wpatrywała się błędnym spojrzeniem w przestrzeń za oknem. Tyle razy w myślach przechodziła przez tą rozmowę, a teraz najzwyczajniej wściekła na niego.  Nie miała nawet siły płakać. 


-Ciociu, co się stało?- usłyszała za sobą zaspany głos Julki przywołujący ją do rzeczywistości.


         Była pewna, że nie miała postąpić tak ostro. Mogła porozmawiać z nim na spokojnie, a teraz z każdą chwilą obawiała się coraz bardziej, że może go stracić.
Agatka&Agnes