Dochodziła
już 21. Hana stała przed oknem sali noworodków.
Dzisiejszy dzień był bardzo szalony i sama przed sobą musiała przyznać,
że zdarzył się niemal cud.
Wróciły do szpitala. Już od progu zaczepiły
ją pielęgniarki. Wzywały ją do pani Kowalskiej, której stan diametralnie się
pogorszył. Przeprosiła natychmiast Lenę i pobiegła do jej sali. Jak się okazało
kobieta dostała ponownie krwotoku, a do
tego miała silne skurcze porodowe i chwilę wcześniej odeszły jej wody. Goldberg
była pewna, że kobieta nie da rady urodzić naturalnie. Nie miała na tyle
siły. Lekarka zrobiła jej USG. Sytuacja
skomplikowała się dodatkowo, bo dziecko owinięte było pępowiną. Wpadła w jakiś amok. Adrenalina podskoczyła
jej do góry. Kazała pielęgniarce monitorować tętno płodu. Jednak sama nie
potrafiła podjąć żadnej decyzji. Miała świadomość, że na niej spoczywa
obowiązek ratowania ich życia, ale czuła się jakby trochę bezradna. Wahała się
dobrych kilkadziesiąt minut. Przerażona zbierając kolejne wyniki badań kobiety.
Nastąpił moment krytyczny. Tętno dziecka spadło od poziomu, który bez
interwencji utrzymujący się dłuższy czas mógł spowodować jego śmierć.
-Proszę przygotować
pacjentkę na cito do cesarskiego cięcia.- rzuciła podenerwowana blondynka i
sama pobiegła na blok.
Po niecałych 3 godzinach na świat
przyszła córka pani Kowalskiej. Mała nie
płakała. Pielęgniarka, która odbierała
ją z rąk Hany, chciała już zdecydować, iż dziecko urodziło się martwe. Pani
doktor aż zakręciło się w głowie. Bała się o tego malucha. Walczyła o życie
dziewczynki przez przeszło dwie godziny i miała nadzieję, że walka była
wygrana. Udało jej się odwinąć ją ze ścisło przylegającej pępowiny, a stan jej
matki był stabilny. Teraz stała i zdenerwowana starała się ją zszyć. Za jej
plecami o życie małej Kowalskiej toczyły bój położne. Wreszcie, gdy ona
skończyła swoją pracę usłyszała głośny płacz dziecka. Wzruszyła się. Cieszyła
się, że udało jej się uratować życie dwóch osób.
Teraz
patrząc na umytą i owiniętą w szpitalną pościel dziewczynkę zastanawiała się,
jak ma porozmawiać z Piotrem. Może to, że udało się jej jakoś dokonać prawie
niemożliwego w przypadku ich sąsiadki jest znakiem, że między nimi też jest
szansa na pogodzenie. Lena miała rację. Musiała szczerze powiedzieć mu, co
czuje i myśli, jaka jest jej wizja przyszłości i opowiedzieć mu dokładnie, co
działo się z nią od dłuższego czasu. Układała sobie w głowię tą rozmowę. Widok
uśmiechniętego malca działał na nią motywująco, a zarazem uspokajająco.
Wszedł do
mieszkania. Zastała go głucha cisza i ciemność. Żadne światło w mieszkaniu nie
było zapalone. Sprawdził dokładnie
wszystkie pomieszczenia i nigdzie nie zastał blondynki. Usiadł zmęczony na kanapie. Sporo myślał nad
tym wszystkim. Chciał się z nią pogodzić, ale ona najwyraźniej zdecydowała za
niego, że muszą się rozstać. Przetarł
twarz dłońmi. Nie wierzył, że to wszystko między nimi tak może się
skończyć. Za pewne Hana wyprowadziła się
i wróciła do starego mieszkania. Postanowił działać. Musiał chociaż spróbować
to naprawić. Nie mógł jechać jednak do niej, bo i tak by go nie wpuściła.
Ostatnią deską ratunku była wizyta w szpitalu w nadziei, że właśnie tam ją
zastanie. Niewiele myśląc wyszedł zamykając mieszkanie i ruszył do pracy. Na
miejsce dotarł bardzo szybko. Przeszedł przez prawie wszystkie możliwe
pomieszczenia od pokoju lekarskiego, przez izbę przyjęć po jej gabinet i nie
umiał jej znaleźć. W zasadzie, kiedy sprawdził na grafiku, czy w ogóle była w
pracy to miała rozpisany dyżur, który skończył się kilka godzin prędzej. Nie
wiedział właściwie, czemu później szukał dalej, ale czuł, że ona jednak musi
tutaj być tylko nie miał pojęcia gdzie.
Usiadł na jednym z tych niewygodnych szpitalnych krzesełek i próbował
zebrać myśli. Stwierdził, że może dziewczyna wybrała się na spacer do
pobliskiego parku. Wstając wpadł na kogoś.
-O hej Piotr. A co Ty
taki nieobecny? Ludzi jeszcze pozabijasz.- zaśmiała się Wiki.
-Cześć. Nie widziałaś może Hany?- zapytał nie zważając na
docinki koleżanki.
-No miała dzisiaj operacje i to nawet dwie. Podobno bardzo
ciężki przypadek. Wiesz to chyba ta kobieta z pobicia. Może urodziła.
-Mówisz o Kowalskiej?
-No tak. Chyba tak. Czemu jej szukasz? Co Ty taki zdenerwowany?-
zapytała zaintrygowana.
-Nie ważne. Nie wiesz, czy jesteś jeszcze w szpitalu?
-No, a co takie gołąbeczki gruchające i nie wiesz, gdzie
Twoja połowica?
-Daruj sobie Wiki. Widziałaś ją?- powiedział poirytowany.
-No ok, ale za wami to się chyba nie nadąży.- stwierdziła
dodając po chwili zastanowienia.- Nie jestem pewna, ale powinna się chyba
jeszcze gdzieś krzątać po oddziale. Wiesz sam dobrze, że ona nie zostawia
pacjentek bez nadzoru, a Darka chyba jeszcze nie ma.
-Dzięki.- rzuciła na odchodne i bez pożegnania pobiegł w
stronę sal pooperacyjnych.
Sprawdził
to miejsce, ale również tam jej nie zastał.
Przypomniało mu się, że Consalida wspominała coś o porodzie. Z resztkami
nadziei udał się w kierunku oddziału dla noworodków. Przeszedł przez jego próg
i rzuciła mu się w oczy znajoma sylwetka odwrócona tyłem do drzwi. Kobieta
wpatrywała się w któreś z łóżeczek z niemowlętami. Ulżyło mu, że ją zobaczył. Niepewnie podszedł
do niej. Cała przemowa, którą wcześniej sobie ułożył jakoś nagle uleciała mu z
głowy. Stanął tuż obok niej i skierował swój wzrok w ten sam punkt, co ona.
Chwycił ją mimowolnie za rękę. Nie wyrwała mu jej. Zdziwił się trochę, bo mimo
wszystko dalej byli ze sobą skłóceni.
-Udało Ci się uratować ich życie.- stwierdził z dumą w
głosie.
-To cud Piotr. Tutaj nie ma mojej zasługi, gdybym zwlekała
jeszcze chwilę to tego malucha by nie było.- powiedziała przekornie.
-Ale to Ty podjęłaś w końcu decyzję. Miałaś tą odwagę, żeby
wziąć cudze życie na swoje barki.- odparł.
Oparła się o niego i przytuliła twarz w jego
ramię nie odrywając spojrzenia od dziewczynki.
-Wyprowadziłaś się?- zebrał się w sobie i zadał nurtujące go
pytanie.
-Nie. Skąd Ci to przyszło do głowy?- zapytała zdziwiona.
-Bo mieszkanie było praktycznie puste i nie było nigdzie
Twoich rzeczy na wierzchu.- odpowiedział szczerze.
-Myślałam o tym, ale stwierdziłam, że jednak nie.
-Dlaczego jednak zostałaś?- drążył.
-Wracajmy do domu. Miałam ciężki dzień.- powiedziała
ignorując jego pytanie, na które nie wiedziała dokładnie, jak odpowiedzieć.
Chciała
zyskać na czasie. Odwróciła się do wyjścia i pociągnęła Piotra za sobą. Poszli w milczeniu do lekarskiego, gdzie Hana
szybko się przebrała i zabrała swoja torbę.
Wyszli ze szpitala i ruszyli w drogę do domu. W samochodzie blondynka
myślała cały czas nad wyjściem z tej sytuacji.
Co ona mu ma powiedzieć? Jak się zachować? Czy postawić wszystko na
jedną kartę? Czy potrafi z nim być naprawdę szczęśliwa? Czy będą umieli
stworzyć wspólnie udany związek? A może jednak lepiej byłoby się rozstać i
stracić to wszystko, co już zyskała? Tysiące pytań pojawiały się w jej głowie,
a nie otrzymywała na niej żadnej odpowiedzi.
Agatka&Agnes
Agatka&Agnes