Idealna związek - przetrwa wszystko ?

Idealna związek - przetrwa wszystko ?

sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 2 "Wschód słońca" III



              Następnego dnia, tak jak postanowił Piotr, wyruszyli wraz z Tosią na weekend do Nowego Miasta nad Pilicą. Hana była całkowicie niezadowolona z tego pomysłu, ale widząc, jak bardzo zależało na tym mężczyźnie to nie miała serca mu odmówić. W dalszym ciągu nie odstępowały jej obawy dotyczące reakcji dziewczynki na jej zachowanie.  Była z nimi już z dobrą godzinę i ostatecznie nie było najgorzej, ale to jednak był dopiero początek. Spoglądała zamyślona przez okno. Obserwowała mijające ich krajobrazy. Miała totalny mętlik w głowie. Bała się, że będzie skazana na całodzienne towarzystwo ukochanego. Traktowało to trochę jak test dla ich związku.  Od porwania nie przebywali ze sobą aż tak długo. Zastanawiała się, czy będzie  potrafiła dopuścić go blisko, do siebie.  Brunet zerkał chwilę na kobietę. Czuł napiętą atmosferę unoszącą się w samochodzie. Tosia grzecznie spała na tylnym siedzeniu. Martwił się jednak swoją ukochaną. Widział, że blondynkę coś cały czas trapiło. Chciał jej dodać za wszelką cenę otuchy, dlatego położył jej dłoń na kolanie. Dziewczyna wzdrygnęła się na jego gest, ale mimo oporów przykryła ją swoją ręką i splotła palce w mocnym uścisku. W ciszy przerywanej jedynie muzyką z radia dojechali na miejsce około 16.  Przejeżdżali przez urokliwe uliczki tej letniskowej miejscowości.  W Hanie zaczęły na nowo pojawiać się ich wspólne wspomnienia, z czasu ich ostatniego pobytu tutaj.  Pamiętała każdy moment. Byli w sobie mocno zakochani. Nie ukrywali przed sobą niczego. Westchnęła na to. Do jej serca powracały tamte emocje. Wyjechali na polną drogą prowadzącą do ich domku.  Niewielki, drewniany położony bezpośrednio przy linii lasu mający dostęp do jeziora. Był dla nich wymarzoną oazą. Wysiedli z samochodu. Piotr wyniósł śpiącą córkę z auta i zaniósł ją do środka. Natomiast kobieta stanęła oparta o maskę pojazdu. Podziwiała malowniczą okolicę skopaną w promieniach chylącego się ku zachodowi słońca. Czuła ciepłe podmuchy wiatru na skórze. Przymknęła oczy. W tym samym momencie zrozumiała, dlaczego Piotr tak bardzo naciskał na ten wyjazd. Gawryło wyszedł na werandę. Na nim za każdym razem te widoki robiły niesamowite wrażenie. Spostrzegł zamyśloną kobietę. Podszedł w jej stronę i przysiadł obok niej. Hana odwróciła głowę w jego stronę.

-Dziękuję.-powiedziała po prostu kobieta.

             On jedynie uśmiechnął się. Nie potrzebował więcej jej słów by wiedzieć, o co chodzi. Objął ją swoim ramieniem  i przez dłuższą chwilę milczeli kontemplując przestrzeń. Jakiś czas później zabrali bagaże i ruszyli w stronę domu. Przekraczając drzwi  Hana od razu poczuła taką rodzinną atmosferę jak za pierwszym razem. Musiała sama przed sobą przyznać, że to miejsce niewiele się zmieniło. Pokoje były równie przytulne i urządzone, jak najbardziej komfortowo i nowocześnie.  Poczuła się swobodnie. Jednak niechęć pozostała. Nie miała większej ochoty na cokolwiek. Wzięła pośpiesznie swoją torbę i poszła do sypialni. Rzuciła rzeczy w kąt pokoju i padła twarzą na łóżko. Przymknęła oczy i praktycznie od razu odpłynęła tak jak Tosia w samochodzie.  Piotr zaglądnął tuż po Hanie do ich pokoju.  Kiedy tylko zobaczył śpiącą ukochaną, wycofał się do kuchni. Wypakował do lodówki prowiant, który ze sobą przywieźli. Zaczęło mu się niemiłosiernie nudzić. Próbował zabić czas grając na telefonie  i odpalając laptopa.  Dochodziła już 18. Dziewczyna leniwie przeciągnęła się na łóżku. Wystraszona odskoczyła, gdy tylko jej ręka napotkała przeszkodę. 

-Piotr? Jezu. Jak mnie wystraszyłeś.- rzuciła jednym tchem kobieta.- Jak długo tu siedzisz?
-Noo już dobre pół godziny. Obserwuje jak śpisz, bo nudziło mi się. Tosia też jeszcze śpi.- widząc wrogą minę ukochanej dodał.- Coś nie tak w tym, że tu jestem?
-Ja…- nie dokończyła, ponieważ w drzwiach ujrzała dziewczynkę.
Czekający na odpowiedź ukochanej Piotr lekko zdezorientowany podążył za jej wzrokiem.
-Już nie śpisz?- zapytał Gawryło.
-Jestem głodna.
-No to zmykaj do kuchni, a my zaraz przyjdziemy.- odparł entuzjastycznie mężczyzna uśmiechając się ciepło do córki. Musiał przyznać, że miał bardzo rezolutne dziecko.
-To co idziesz zjeść z Nami?- zwrócił się do Hany.
-Nie. Nie jestem głodna.
-Musisz coś jeść, żeby wrócić do pełni sił.

           Blondynka nic nie odpowiedziała. Jedynie zgromiła spojrzeniem chirurga. Nie miała kompletnie ochoty wstawać z łóżkach. Jednak nie chciała wszczynać kłótni, bo wiedziała jak jej facetowi zależało na dobrych relacjach dwóch najważniejszych kobiet w jego życiu. Nie zwracając na niego już większej uwagi poszła w ślad za Tosią czując na sobie wzrok kroczącego tuż za nią bruneta.  W kuchni zastali tryskającą życiem Soszyńską, która grzecznie siedziała na krześle i majtała nogami we wszystkie strony. Hana na jej widok chciała się momentalnie wycofać, ale gdy postawiła krok w tył poczuła na plecach opór i wpadła w ramiona lekarza.  Cała sytuacja doprowadziła do wybuchu śmiechu u dziewczynki.

-No to co jemy?- zapytał Piotr nie zwracając na wszystko większej uwagi.
-Zapiekanki!- wykrzyknęła w odpowiedzi córka Gawryły.

           We dwoje zabrali się do przygotowywania posiłku. Kobieta patrzała na nich nieobecnym wzrokiem.  Z jednej strony chciała teraz stanąć u boku ukochanego i razem wygłupiać się tak, jak do tej pory robili to Piotr i Tosia. Z drugiej jednak nie potrafiła zbliżyć się do dziecka. Cały czas miała wrażenie, że dziewczynka przypatruje jej się w każdej możliwej chwili i dokładnie wie, co niedawno wydarzyło się w życiu lekarki. Było to oczywiście totalnie niedorzeczne, ale głowa ginekolog pełna była takich podejrzeń wobec wszystkich. Nawet neutralne zachowanie mężczyzny wzbudzało u niej niejasne uczucie, którego nie do końca potrafiła opisać. Miała wrażenie, że był on wobec niej obojętny, czy nawet drwiący.  Nim się obejrzała na stole obok kobiety stał talerz wypełniony gorącym jeszcze jedzeniem. 

-Tato! Obejrzymy razem bajkę, a później w coś zagramy?- kolejne pytania wypadały z ust dziecka w stronę ojca.
-No, a kolacja? Byłaś przecież głodna.
-Zjedzmy w salonie przed telewizorem! Proszę.
-No nie wiem. Co o tym sądzisz Hana?- rzekł Piotr chcąc włączyć dziewczynę do rozmowy.
-Nie wiem. Obojętnie mi.- odparła beznamiętnie kobieta.
-No dobrze. To śmigaj do pokoju i szukaj jakiejś bajki.

           Po wyjściu małej brunet chwycił w rękę talerz, a drugą dłonią pociągnął w swoją stronę Goldberg. Ta z oporami wstała i poszła wraz z nim.  Rozsiedli się na dwóch krańcach niewielkiej kanapy. Kobieta za wszelką cenę chciała uniknąć większej bliskości Piotra. Miała szczęście, że między nich wskoczyła nieświadoma Tosia i przytuliła się to taty zajadając posiłek. Dzięki temu Hana mogła spokojnie skulić się w kłębek na swojej stronie sofy i odpłynąć myślami, co jakiś czas nadgryzając niechętnie zapiekanki.  Co chwilę spoglądała na Gawryłę i Soszyńską.  Po czasie mężczyzna wyszedł do kuchni z pustym naczyniem. Spowodowało to krępującą ciszę w salonie, który do tej pory był wypełniany przez rozmowy i gromki śmiech siedmiolatki. Dziewczyny zostały sam na sam.  Lekarka poczuła delikatne rączki, które obejmowały ją w talii. Wzdrygnęła się. Miała ogromną ochotę odrzucić małą od siebie i uciec jak najdalej stąd. Nie potrafiła odwzajemnić czułości. 

-Smakowało?- zapytała niewinnie dziewczynka.
-Tak. Bardzo.- odpowiedziała Hana pokonując nieco opory starając się brzmieć jak najbardziej naturalnie.
-Zagramy w chińczyka?- nie dawała za wygraną.
-Yyyy. No nie wiem.- odpowiedziała dziewczyna szukając ratunku u wchodzącego Piotra.
-Jasne, że zagramy.- stwierdził mężczyzna tym samym zwracając na siebie uwagę córki.-Przynieś wszystko.
-Jasne. Ty też z nami zagrasz ciociu?
-Nie wybacz. Jestem strasznie zmęczona. Pójdę się położyć.- powiedziała Hana wstając z kanapy i wymusiła krzywy uśmiech na twarzy.

            Szybko opuściła pomieszczenie.  Kiedy tylko weszła do sypialni wybrała swoją piżamę z natłoku ubrań i poszła pod prysznic. Ciepłe krople wody rozluźniły ją. Chociaż w dalszym ciągu nieco drżała.  Następnie natychmiast wskoczyła pod kołdrę i otuliła się nią po samą szyję. Przyłożyła głowę do miękkiej poduszki.  Z pokoju obok cały czas dochodziły dźwięki zabawy. Przymknęła oczy i błagała o sen, który długo nie nadchodził.  Krótko przed 22 Piotr widząc zmęczenie na twarzy dziewczynki postanowił położyć ją spać. Opowiedział jej bajkę i mała od razu usnęła. Sam posprzątał jeszcze w salonie i udał się do sypialni. Szybko zdjął ubranie i położył się obok  kobiety. 

-Idź stąd. Proszę. Nie chcę, żebyś tutaj był. -  powiedziała Hana nie odwracając się w jego stronę usilnie zaciskając powieki.

          Piotr nie spodziewał się takiego zachowania z jej strony. Nie chcąc jednak prowokować niepotrzebnej zwady bez słowa wziął poduszkę i wyszedł. Położył się na kanapie. Dłuższy czas nie zasypiał.  Nad ranem obudził go krzyk ukochanej. Znowu miała koszmary. Jednak tym razem  nie mógł nic zrobić. Wiedział dokładnie, że zazwyczaj, kiedy budził z nich kobietę to nie było zbyt miło. Chciał tego oszczędzić Tosi. Poczekał aż Hana sama jakoś się uspokoi i dopiero wtedy ponownie zasnął.  Dochodziła prawie 8 rano. Mocne promienie słońca tańczyły na młodziutkiej twarzy Tosi. Dziewczynka wstała z zamiarem obudzenia reszty domowników, gdyż nikogo nie słyszała krzątającego się po domu.  Zeskoczyła zaspana z łóżka ściskając w ręku ukochanego, różowego jednorożca. Obudziły ją w nocy jakieś krzyki. Miała wrażenie, że była to jej ciocia. Ruszyła dzielnie do sypialni Hany i Piotra mając nadzieję, że wskoczy między nich i razem spędzą miły poranek. Kiedy tylko przekroczyła próg swojego pokoju zwróciła uwagę na swojego tatę, który praktycznie nie okryty spał na niewielkiej sofie w salonie.  Zaskoczył ją ten widok. Podeszła jednak śmiało do niego i wskoczyła mu w ramiona tuląc się z całych sił. 

-Cześć księżniczko. Jak się spało?- zapytał nieprzytomnie Piotr.
-Dobrze. Gdzie ciocia?
-W sypialni. Jak chcesz to możemy zrobić dla niej śniadanie-niespodziankę. Co ty na to?
-Tak!- wykrzyknęła zadowolona Soszyńska i stając na ziemi zaczęła ciągnąć ojca w stronę kuchni.

         Ciężko pracowali przygotowując kanapki dla ich trójki. Wszystko ustawili na tacy i ruszyli obudzić Goldberg. Dziewczynka od razu po przekroczeniu progu biegiem ruszyła do łóżka, na którym spała Hana i wskoczyła na nie z impetem. W jednej chwili lekarka obudziła się i wystraszona aż podskoczyła. Niewyspanym wzorkiem zaczęła oceniać sytuację.  Natknęła się na uważne spojrzenia Piotra i jego córki.

-Zrobiliśmy śniadanie. Skosztuj jakie dobre.- stwierdziła Tosia.
-Dobrze, ale najpierw pójdę do łazienki.

          Piotr ustawił wszystko na szafce nocnej. Spojrzał na zasmuconą córkę i przyciągnął ją do siebie. W tym czasie Hana wyszła z toalety. Jej również było strasznie żal dziewczynki. Serce jej się krajało, że z jej powodu musi cierpieć dziecko. Skarciła się w myślach za swoje zachowanie. 

-To co zrobicie mi koło siebie miejsce?- zapytała ginekolog blado uśmiechając się.

           Przysiadła u boku Gawryły. Soszyńska trochę rozchmurzyła się i wdrapała się na kolana kobiety. Ta nie wiedziała, jak ma się zachować. Nie chciała zrobić małej kolejnej przykrości, więc niepewnie położyła jej dłoń na ramieniu. Zjedli dosyć szybko.

-To co może wybierzemy się na spacer? Trzeba korzystać z ładnej pogody?- zaproponował chirurg.
-Idźcie sami. Ja nie najlepiej się czuję. Zostanę i trochę odpocznę.
-Co ci jest Hana?- zapytał zatroskany mężczyzna.
-Nic po prostu. Wszystko mnie boli. Nie mam siły się ruszyć z domu.
-To jak Tośka? Idźmy sami, a ciocia sobie poleży.
-Tak!- wykrzyknęła Soszyńska.
-To biegnij do pokoju się przebrać i zaraz wybywamy.
-Na pewno wszystko dobrze?- ponowił pytanie, gdy tylko dziecko wybiegło z pomieszczenia.-Mi możesz wszystko powiedzieć.
-Tak. Po prostu jest mi niedobrze. Mdli mnie.
-Jak chcesz to mam jakieś proszki na żołądek.
-Nie, dzięki. Lepiej będzie jeśli napiję się gorącej herbaty i wyleżę to.
-Jak chcesz. Nie zmuszam cię do niczego.- powiedział wstając i ubierając swoje ciuchy.

           Mężczyzna zbierał się już do wyjścia, a Hana rzuciła w jego stronę tylko krótkie „Dziękuję”. Odwrócił się jeszcze i na odchodne puścił jej buziaka w powietrze. Dziewczyna zmieszała się tylko i odpowiedziała jedynie uśmiechem.

           Zadowolony Piotr ruszył na spacer do lasu wraz z Tosią. Spacerowali i wygłupiali się już dłuższy czas. Dotarli do pobliskiego placu zabaw. Dziewczynka trochę pobawiła się na huśtawkach pod czujnym okiem taty. Nie liczyli czasu. Chirurg widział jednak, że cały czas małą coś trapiło. Zawołał ją do siebie na ławkę. Ta wskoczyła mu na kolana i przytuliła się do niego.

-Tosiu. Czemu jesteś taka smutna, co? Martwisz się czymś?- spytał z czułością córki.
-No, bo wiesz tatusiu dzisiaj w nocy słyszałam takie dziwne krzyki. Jakby cioci Hanie coś się stało.- odparła przygaszona siedmiolatka.- Poza tym ona mnie chyba już nie lubi. Tak dziwnie się zachowuje. Zawsze była dla mnie miła.

         Piotr nie spodziewał się, że ma tak wrażliwą córkę. Mała była doskonałym obserwatorem. Podrapał się po głowie. Sam nie wiedział dokładnie, co myśli sobie teraz Hana, więc nie za bardzo umiał powiedzieć coś Tosi. Nie miał pojęcia, jak jej to wszystko delikatnie wytłumaczyć, uświadomić w zaistniałej sytuacji.

-Wiesz Tosiu, to wszystko nie jest takie łatwe…


Witamy! Święta, święta i po świętach. Jeżeli nie będzie zadowalającej nas liczby komentarzy to liczba dodawanych postów zmaleje. Liczymy na Was! A opłacą się Wam starania, bo planujemy jeszcze wiele ciekawych rzeczy. Także zapraszamy do komentowania. Pozdrawiamy! Agatka&Agnes

wtorek, 24 grudnia 2013

Świątecznie.



        Śnieg prószył coraz mocniej. Warszawskie ulice pełne były zasp. Przejeżdżając przez całe swoje osiedle obserwowała bawiące się dzieci i gromady ludzi zmierzające do swoich domów- na spotkania z rodziną i najbliższymi. Blado uśmiechała się na ten widok. Było jej najzwyczajniej smutno. Była Wigilia, a ona zmierzała na nocny dyżur do szpitala. Dodatkowo dobijał ją Piotr. Wrócili do siebie zaledwie 2 miesiące temu, po nie małych perypetiach, a zdążyli już się pokłócić do tego stopnia, że już z dobry tydzień nie mieli ze sobą kontaktu. Planowali te święta spędzić wspólnie. Oboje mieli mieć wolne i chcieli się sobą nacieszyć, ale ich plany zaburzyło zaproszenie na święta do Krakowa, które telefonicznie przekazała im matka chirurga. Wystraszyła się. Ona- Hana Goldberg była przerażona perspektywą spotkania z najbliższymi swojego ukochanego  i spędzenia z nimi tych kilku dni. Sama się sobie dziwiła, bo ostatecznie nigdy nie miała takich problemów z nawiązywaniem nowych znajomości,  ale chyba przerosło ją to, że ich związek nabrałby poważnego charakteru. Nie była chyba jeszcze na to gotowa. Poza tym martwiła się, czy zostanie zaakceptowana jako przyszła synowa.  Rozumiała Piotra, że chce rodzinnie spędzić ten czas, ale ona nie umiała się przełamać. Żałowała tylko teraz, że mu o tym nie powiedziała, a doprowadziła do zbędnej awantury. Chyba jedynym plusem tej sytuacji było to, że Darek może spędzić Boże Narodzenie z żoną, a nie w szpitalu tak jak mówił grafik. Co prawda ona też nie musiała być na miejscu, bo Stefan uznał, że wystarczy jeśli będzie pod telefonem, ale nie kusiło jej samotne siedzenie w domu przed telewizorem oglądając kolejny raz „Kevina…”.  Latoszkowie pojechali do matki Leny, a Przemek dzielnie pracował na misji, czyli jednym słowem nie miała nawet, gdzie się zaszyć. Cały czas też myślała o Piotrze. Uznała, że pewnie jednak pojechał do rodziców. Szkoda jej było, że nie wysłał nawet krótkich życzeń. Ostatecznie mogła się spodziewać, że dalej był na nią zły i po jego powrocie czeka ich poważna rozmowa, czy nawet rozstanie. Nagle poczuła, że jej samochód nie jedzie tak jak powinien. Zatrzymała się na poboczu i wysiadła. Zaklnęła pod nosem widząc przebitą tylną oponę swojego Suzuki. Spojrzała na zegarek. Miała dosyć sporo szczęścia. Dochodziła dopiero 16.30, więc mogła z tego lasu zrobić sobie spacer do szpitala. Zamknęła samochód uznając, że rano wróci po niego i zmieni jakoś to koło. Ruszyła wzdłuż drogi w stronę Leśnej Góry.  Co chwilę ślizgała się na lodzie, a utrzymaniu równowagi nie pomagały jej ukochane obcasy.  Zdawała sobie sprawę, że kierowcy w mijanych ją samochodach musieli mieć z niej niezły ubaw. Co jakiś czas ktoś na nią trąbił wprawiając lekarkę w jeszcze większą wściekłość. Po przeszło 30 minutach udało jej się dotrzeć bezpiecznie na przyszpitalny parking. Od razu zmieniła swój krok na bardziej pewny. Jak się okazało los bywa przewrotny.  Idąc już do drzwi wejściowych nie zauważyła zamarzniętej kałuży i  dość niefortunnie stanęła.  Poczuła jedynie, że traci grunt pod nogami i z impetem runęła na ziemię. W momencie oblała się rumieńcem.  Nie pamiętała już, kiedy ostatni raz zdarzyło jej się fiknąć takiego kozła. Zdenerwowała się jeszcze bardziej na siebie dzisiejszego dnia. Przypomniało jej się, że w dalszym ciągu leżała centralnie przed drzwiami. Rozejrzała się dookoła. Na jej szczęście nikt jej nie widział. Jeszcze brakowało by docinków ze strony znajomych.  Szybko, ale ostrożnie pozbierała się z ziemi. Powoli weszła do szpitala i równie leniwie ruszyła korytarzami w stronę pokoju lekarskiego. Pusta panowała w całym szpitalu. Praktycznie nikogo nie spotkała. Podobnie było w lekarskim. Żadnej żywej duszy. Westchnęła cicho. Przebrała się w kitel i zebrała swoje dokumenty z biurka. Nastawiła sobie ekspres na kawę i podeszła do okna. Przyglądała się białemu puchowi, który otulał całą okolicę. Mimo, że kochała lato to widok sypiący płatków śniegu, zwłaszcza w Polsce sprawiał, że było jej cieplej na sercu. Przymknęła błękitne oczy. Rozmarzyła się, a na jej twarzy zagościł uśmiech. Jej myśli krążyły wokół Gawryły i ich przyszłości. Już całkowicie zapomniała o złości. Miała w głębi siebie nadzieję, że nie potraktował jej słów serio. Jednak nie powinna mówić mu, że żałuje ich związku i nie widzi ich wspólnej przyszłości, bo w rzeczywistości tak przecież nie było. Pragnęła zostać jego żoną i mieć z nim dzieci. Było jej teraz wstyd. Zaczęła kombinować, jak udobruchać po tym wszystkim chirurga. Poczuła dłoń na swoim ramieniu. Przez moment myślała, że to właśnie on jej dotyka. Odwróciła się otwierając oczy.


-Cześć Hana.- przywitał się z nią Dryl.- Ty tutaj? Wigilia w szpitalu?

-Hej Szymon.- spojrzała zawiedziona na bruneta.- No tak jakoś wyszło, że nie miała planów, więc zamieniłam się z Darkiem dyżurami. A Ty co tutaj jeszcze robisz? Myślałam, że psycholodzy mają wolne w Święta.

-No fakt. Mam wolne, ale po drodze do rodziców zajrzałem po kilka papierków.- mężczyzna zbliżył się niebezpiecznie.- Słuchaj Hana, mam propozycję. Skoro spędzasz sama ten czas to może pojedziesz ze mną, co? Przynajmniej będziesz mieć towarzystwo.


      Dziewczynę dosłownie zamurowało.Wiedziała, że ten facet jest bardzo bezpośredni, ale jego bezczelny ton po prostu zbił ją z nóg. Dawno nie wściekła się na nikogo tak bardzo. Jak on to sobie wyobraża? Mając faceta pojedzie z innym zakochanym w niej po uszy gościu do jego rodziców i co? Będzie traktowana jak jego koleżanka z pracy, która akurat nie miała nic do roboty w domu? Chyba jednak zbyt dobrze znała takie zagrywki.


-Wiesz. Nie dzięki. Wolę popilnować moich pacjentek.- rzuciła ginekolog powstrzymując swoje emocje, byleby tylko nie wybuchnąć.- Przepraszam. Muszę iść. Cześć.


       Blondynka starając się zachowywać jak najbardziej naturalnie ominęła lekarza i porwała drżącą dłonią kubek z gorącą kawą. Kolejny pech jej nie ominął dzisiejszego dnia.  Narzuciła sobie najwidoczniej zbyt duże tempo i cała zawartość naczynia wylała się na jej jasny sweter pozostawiając na jego środku duży, ciemny ślad.  Zaklnęła w głowie. Jedynym szczęściem było to, że nie zalała dokumentacji trzymanej w ręce, bo tego by sobie nie podarowała.


-Daj pomogę Ci.- zaoferował się natychmiast Szymon rzucając  się na pomoc z paczką chusteczek higienicznych.- Ściągnij to. Im szybciej zapierzesz, tym mniejsza plama zostanie.

-Dzięki za dobrą radę.- odparła wzburzona Goldberg spoglądając na rozmówcę spod byka.-Poradzę sobie sama.

-Jak wolisz.- odpowiedział zrezygnowany mężczyzna.- Ja się zbieram w takim razie. Jakby co to daj znać. Możesz wpaść do nas w każdej chwili w Święta. Cześć!

-Zapamiętam.- rzuciła od niechcenia kobieta. Miała go dość.- Cześć!


        Kiedy tylko wyszedł Hana uderzyła rękoma z całej siły o blat biurka obok, którego stała. Chciała jakoś odreagować ten dzisiejszy dzień.  Chwilę tak trwała uspokajając nieregularny oddech. Jednak adrenalina bardzo mocno na nią oddziaływała.  Ostatecznie zdjęła pospiesznie kitel, a następnie poplamione ubranie.  Przez jej ciało przeszedł dreszcz zimna. Nie było to jednak rozsądne ubierać  cieniutką, luźną koszulkę nawet do ogrzewanego szpitala.  Odłożyła rzeczy na biurko i ponownie nalała sobie kawy. Wiedziała, że inaczej zaśnie w połowie pracy. Wzięła wszystko, co było jej potrzebne i poszła na swój oddział, po drodze zahaczając o łazienkę w celu ratowania ukochanej odzieży.  Dochodziła już 19. Tak jak myślała wcześniej wszędzie panował spokój. Kompletnie nic się nie działo.  Dodatkowo nie miała z kim porozmawiać. W Leśnej Górze, oprócz ginekologii działała tylko Izba Przyjęć, na której dyżurowała Agata, z którą nie miała w ogóle ochoty się widzieć. Zdążyła wypełnić już wszystkie zaległe papierki, więc jedyne, co jej  pozostawało to czekanie na jedyne szczęście tego wieczora, czyli nagły poród. Tymczasem odjechała fotelem od swojego stołu i zbliżyła się do okna. Wyciągnęła wygodnie nogi na parapecie i wpatrywała się  obraz za szybą. Widok zaśnieżonego parkingu oświetlonego światłem latarni, a w oddali zasnutych mrokiem alei otaczającego szpital parku, miały w sobie jakiś hipnotyczny urok i wprawiały dziewczynę w niesamowity nastrój.  Z jednej strony niesamowicie jej się podobał i intrygował, a z drugiej bałaby się sama zatopić w gąszcz tych drzew.  Dopiła zimną już kawę i dalej rozmyślała. W jej głowie ponownie zagościł Piotr. Bardzo jej go brakowało. Zdawała sobie sprawę, że tylko z nim nie zawahałaby się i weszła nocą w takie niebezpieczne miejsce. Czułaby się bezpieczna. Wzięła do ręki swój telefon. W dalszym ciągu nie miała żadnych wiadomości od ukochanego. Chciała spróbować jeszcze do niego zadzwonić, ale ostatecznie jej zamiar odszedł równie szybko, jak przyszedł. Nie zauważyła nawet, kiedy powieki zakryły jej oczy i odpłynęła w krainę snów.  Nagle ocknęła się.  Nie wiedziała, ile spała. Obudził ją dotyk, ale dalej udawała, że śpi. Ktoś trzymał ją  za dłoń, a najwidoczniej drugą gładził policzek. Następnie przeniósł swoje ruchy na jej kark. Serce biło jej jak oszalałe, ale poddawała się z przyjemnością tym pieszczotom. Delikatny masaż rozluźnił ją i nerwy dzisiejszego dnia odeszły gdzieś daleko. Niechętnie uniosła twarz nieco ku górze i spojrzała. Oniemiała.

-Cześć.- rzekł Piotr uśmiechając się do niej najszczerzej jak potrafił.

-Piotr? Co ty tutaj robisz?- oparła zaskoczona kobieta. W odpowiedzi usłyszała tylko ciepły śmiech mężczyzny.- Dlaczego się śmiejesz?

-Z Ciebie. Wyglądasz co najmniej jakbyś ujrzała ducha.- starał się opanować, ale mina Hany wcale mu w tym nie pomagała. Przekrzywił głowę w bok.- Chyba nie myślałaś, że zostawię Cię samą dzisiaj w szpitalu?

-Bardzo zabawne. Szczerze? To tak właśnie myślałam. Nie mieliśmy ze sobą kontaktu od czasu wyprowadzki. Uznałam, że jednak wyjechałeś.

-Daj spokój. Było minęło. Jak widzisz jestem przy Tobie i nigdzie się nie wybieram.- powiedział tym razem już całkiem poważnie Gawryło chwytając panią doktor za dłonie i pociągając je, aby zmusić ją do wstania.


       Dziewczyna bez słowa spełniła życzenie ukochanego. Myślała, że zaraz zacznie skakać z radości. Stanęła naprzeciw niego. Nie musiała długo czekać na jego reakcję. Zagarnął ją w swoje ramiona. Wtuliła się w niego.


-Dobrze. Koniec tego dobrego. Zbieraj się.

-Co? Ja mam nockę.- zapytała kobieta, jakby znajdowała się w jakimś letargu.

-Z tego co wiem to masz być pod telefonem. Wcale nie musisz tutaj siedzieć. No ubieraj się i zabieraj swoje rzeczy. Mam coś dla Ciebie i musimy już jechać.- podał jej płaszcz.-A za ten brak swetra to się policzymy później.


      Goldberg spojrzała jedynie na niego z mieszaniną złości i zdziwienia.  Słuchała go jednak bez żadnego sprzeciwu. Po chwili szli już trzymając się za ręce wzdłuż korytarzy w kierunku wyjścia.  Przekroczyli próg szpitala, a ich twarzy uderzyło mroźne, wieczorne powietrze.  Napięcie między nimi rosło. Zaczęli biec. Kobieta ponownie zaczęła się ślizgać. Piotr niewiele myśląc podniósł ją na ręce i okręcił się  kilka razy wokół własnej osi. Zaczęli się śmiać.


-Wariat!- krzyknęła Hana oplatając rękoma jego szyję.- Przewrócisz się.


       Widziała, że jej uwagi nie zrobiły na nim najmniejszego wrażenia. Uśmiechnęła się jedynie pod nosem i zamilkła.  Dopiero gdy musiał otworzyć samochód, postawił ją na ziemię. Wpuścił dziewczynę do środka, a sam w mig zasiadł po stronie kierowcy.


-Swoją drogą to, gdzie jest Twój samochód? Przyjechałaś taksówką?

-Nie pytaj lepiej.-odparła bez zastanowienia.- Powiedz mi. Gdzie mnie porywasz?

-Nic nie powiem. To ma być niespodzianka. Chyba, że mi nie ufasz?- rzekł prowokacyjnie mężczyzna z nonszalanckim uśmiechem.

-Tobie? No oczywiście.- zapewniła lekarka całując go w policzek, a następnie wtuliła się w jego ramię.


       Musiała przyznać, że jednak poczuła ulgę, że o niej nie zapomniał ot tak. O nic więcej nie pytała. Cieszyła się tylko tym, że są razem. Po niecałych trzydziestu minutach wyjechali z miasta, a Piotr skręcił w jedną z leśnych ścieżek. Nie jechali jednak zbyt długo. Jej oczom ukazał się niewielki domek stojący samotnie na wielkiej polanie.  Była trochę zaskoczona.  Opowiadała kiedyś chirurgowi, że chciałaby kiedyś w takie miejsce jechać, ale nie sądziła, że będzie o tym pamiętał.  Zaparkował na podjeździe i wysiedli z samochodu.  Czuła na sobie badawczy wzrok mężczyzny. Nie zwracała jednak na to uwagi.  Ramię w ramię przeszli przez podwórze i werandę. Przekroczyli próg domu. W środku było ciepło, a w powietrzu unosił się zapach cynamonu zmieszany z nutą wanilii. W przedpokoju trochę na oślep zdjęli swoje kurtki i buty. Jak sądziła Hana, z salonu wydobywało się jedyne światło w całym domu. Tam też poprowadził ją chirurg.  W centralnej części pomieszczenia stał kominek, w którym strzelały przyjemnie iskierki ognia. Nieco w rogu stała niewielka choinka. Na stoliku znajdowała się miska z przeróżnymi i, jak na jej oko, domowymi ciastkami oraz piernikami, a obok niej dzbanek z parującym napojem i dwoma kubkami.  Na ziemi pod kominkiem leżał rozłożony koc, a co jakiś czas porozstawiane były malutkie świece.  Łzy stanęły jej w oczach. Całe wnętrze, które było bardzo przytulne i panująca atmosfera sprawiły, że wzruszyła się. Objął ją ramieniem i rzucił krótkie „Chodź.” . Nie opierała mu się. Poprowadził ją praktycznie na sam środek pomieszczania. Wziął ze stołu wcześniej niezauważony przez nią opłatek. Przełamał go na pół i podał jej kawałek.


-Hana. Wiem, że może nie tak wyobrażałaś sobie nasze Święta, ale zadaję sobie sprawę, że trochę za mocno na Ciebie naciskałem.  Przepraszam. Co mógłbym nam życzyć? Chyba jednego, żebyśmy wytrwali ze sobą. Wszystko inne uda nam się wspólnie pokonać.

-Nie obwiniaj się. Oboje zbyt bardzo chcieliśmy postawić na swoim. Ale dobrze to ująłeś. Jeśli tylko będziemy razem, to wszystko będzie dobrze. Kocham Cię.

-Ja Ciebie też.


       Połamali się opłatkiem i mocno przytulili się do siebie.  Delikatnie i czule pocałowali się. Piotr odłożył wszystko z powrotem na miejsce. Hana nachyliła się w jego stronę. 


-Nie chce mi się jeść.- powiedziała widząc, że mężczyzna sięga po przygotowane przez niego słodycze.

-Doprawdy?


        Dziewczyna tym razem nic nie opowiedziała. Pociągnęła go niezbyt mocno w swoją stronę. Pocałowała go dość dosadnie.  Pragnęła go tu i teraz. Stał naprzeciw niej i przyciągnął ją w talii. Zarzuciła mu ręce na szyje.  Musnął jej ust. Jego miękkie wargi rozgrzewały ją jeszcze mocniej. Napięcie między nimi zaczęło rosnąć. Z początku nieśmiałe i badawcze pieszczoty zaczęły nabierać większej namiętności. Całowali się szybko, a ich języki toczyły ze sobą walkę. Przymknęła oczy, gdy Piotr zaczął obdarowywać czułościami  jej szyję i ramiona. Wplótł dłonie w jej blond włosy. Błądziła rękoma po jego torsie i niezgrabnie odpinała guziki  błękitnej koszuli.  Zsunęła  ją z niego i rzuciła gdzieś za siebie.  Przejęła inicjatywę.  Wpiła się w jego usta drażniąc jednocześnie językiem jego podniebienie. Przejechała na jego policzki i od nich ścieżką przez kark przeszła na ramiona i klatkę piersiową. Czuła, że z każdą pieszczotą jej mężczyzna wzdryga się. Po prostu wiedziała, że uwielbia to i zaczyna powoli odpływać.  Nie chciała mu jednak na to za szybko pozwolić. Popchnęła go lekko dając znak, żeby wylądował na ziemi.  Dopiero teraz zauważyła, że on również, jak uprzednio ona miał zamknięte oczy. Spojrzała teraz w ich błękit. Błyszczały. Płonęły niemal identycznym jak te iskierki ognia w kominku. Uśmiechnęła się uwodzicielsko, a on prawie padł na koc. Zaśmiała się, gdy pociągnął ją za sobą. Nie pozwoliła mu jednak na nic innego. Szybko musnęła jego warg. Poczuła jego dłonie pod swoją koszulką, która po chwili zawędrowała w ślad za koszulą Piotra.  Nachyliła się ponownie nad nim. Opuszkami palców gładziła jego ledwie zarysowane mięśnie na brzuchu.  Wiedziała, że nie jest typem pakera, ale za każdym razem przyjemniej jej było, gdy widziała napinające się pod jej dotykiem ciało ukochanego. Palce zastąpiła ustami. Delikatnie drażniła jego rozgrzaną skórę językiem.  Przejechała mu ręką po rozporku i bez wstępów rozpięła spodnie chirurga. Zdjęła je. Rzuciła mu prowokacyjny wzrok. Łobuzerski uśmiech zagościł na jego twarzy. Podniósł ją w swoim ramionach tak by, to teraz ona leżała. Zawisnął nad nią. Komunikowali się bez słów. Jego dłonie spoczęły na jej piersiach. Drażnił je przez materiał koronkowego czarnego stanika. Całował jej dekolt.  Ugniatał starannie każdą pierś. Miała wrażenie, że jej ciche, niekontrolowane jęki działały na niego jak płachta na byka.  Zawsze była ciekawa, czy tak była też prawda, bo czuła jakby nakręcał się tym. Nim się obejrzała czuła jego dotyk na swoim rozgrzanym, nagim udzie.  Podrażnił opuszkami jej kobiecość.  Spojrzała karcąco na niego. Widziała jaką dziką radość sprawia mu takie droczenie się z nią. Piotr klęknął przed nią. Hana patrzyła na niego kompletnie rozkojarzona. Usiadła naprzeciw niego.  Kolejny pocałunek powędrował na jej spierzchnięte usta.  Zdjął jej stanik i  gładził jej biust. Obdarował każdą z jej piersi pocałunkiem. Ona natomiast odchyliła delikatnie głowę do tyłu i przymknęła oczy. Na oślep błądziła rękoma po jego bokserkach. Jej wnętrze krzyczało. Nie potrafiła dłużej czekać. Musiała go poczuć.  W końcu udało jej się zdjąć z niego zbędną garderobę.  Nie musiała  nawet patrzeć by wiedzieć, że mężczyzna czuje to samo, co ona. Uniósł ją delikatnie do góry. Teraz oboje byli nadzy. Posadził ją sobie na udach jednocześnie powoli w nią wchodząc. Spojrzeli sobie w oczy. Obejmowała go starając się być możliwie blisko niego. Błądził dłońmi po jej plecach. Ich ciała szybko znalazły wspólny rytm. Poruszali się niespiesznie. Cieszyli się sobą.  Dziewczyna odchyliła nieco głowę i zaczęła coś mamrotać.  Chyba nieświadomie powróciła do języka hebrajskiego. Piotr wsparł swoje czoło na jej brodzie.  Przytuliła jego głowę do siebie. 


-Piotr. Kończmy to.- jedynie tyle udało się kobiecie wychrypieć przez zaschnięte gardło.


        Przyspieszył swoje ruchy, a głośniejsze jęki zaczęły rozchodził się po pomieszczeniu.  Nie musieli się tutaj kontrolować.  Praktycznie w tym samym momencie ich ciała zesztywniały. Ciepło rozlało jej wnętrze, a jednocześnie każda cząstka jej rozbijała się na jeszcze mniejsze kawałeczki. Jednocześnie opadli z sił. Położyli się na ziemi. Próbowali uspokoić swoje oddechy, co nie było zbyt łatwe. Dziewczyna leżała do nim twarzą zwrócona w płomienie kominka. Gładziła jego bark. Nie miała nawet siły z niego zejść. On natomiast zataczał jakieś niezrozumiałe kształty na jej zgrabnych plecach.


-Zaszaleliśmy.- zaczął, kiedy już mógł w miarę normalnie oddychać.

-Zaszaleliśmy.- przyznała Hana nie odrywając twarzy od jego rozgrzanego jeszcze ciała.

-Musimy się chyba częściej kłócić, jeśli za każdym razem będziemy się tak godzić.

-Obiecuję Ci, że następnym razem tak łatwo nie będzie.- odparła śmiejąc się kobieta.


       Nagle mężczyzna przeniósł ją z siebie na podłogę i okrył kocem.  Spojrzała na niego lekko zdezorientowana i obserwowała jego ruchy.  Piotr w skupieniu zaczął szukać czegoś w kieszeni spodni. W reszcie wyciągnął, czego szukał i zwrócił się do niej kładąc głowę tuż przy jej twarzy.


-Hana.- zaczął poważnie tak, że Goldberg niemal serce stanęło w gardle.- Wiesz, że nie jestem zbyt dobrym oratorem. Już tym bardziej jeśli chodzi o uczucia. Myślałeś przeszło tydzień nad tym, co mam Ci powiedzieć i nic nie wymyśliłeś. Dlatego najlepiej będzie wprost. Kocham Cię i chcę, abyśmy byli już zawsze razem. Wyjdziesz za mnie?


        Widziała w jego oczach chyba każdą możliwą emocję od zażenowania i wstydu, przez zdenerwowanie i niepewność, po nadzieję. Wyglądał trochę jak mały zagubiony chłopiec zamknięty w ciele dorosłego mężczyzny, co było dla niej bardzo urocze.  Musiała sama przed sobą przyznać, że ten facet był dla niej przez cały czas zagadką, którą kochała z każdym gestem, słowem, momentem odkrywać.  Uśmiechnęła się do niego siadając.  W ślad za nią to samo uczynił Piotr. Wyczekiwał jej reakcji.  Wzięła z jego ręki malutkie czerwone pudełeczko, które do tej pory mężczyzna ściskał z całych sił. Nawet go nie otworzyła, a jedynie przyglądała mu się.  Przeniosła swój wzrok na niego. Napięcie na jego twarzy było coraz bardziej widoczne. Nachyliła się nad nim i czule pocałowała.


-Niepotrzebnie kupowałeś ten pierścionek, bo i tak bym za Ciebie wyszła.- wyszeptała, a na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech.


        Widziała jak twarz ukochanego zmienia swój wyraz. Ulżyło mu. Był szczęśliwy. Pogładziła go po policzku i kolejny raz ucałowała.  Zastanawiała się, jak musi wyglądać teraz w jego oczach, bo przyglądał się jej bardzo intensywnie. Ona na tle płomieni. Aż zaśmiała się w duszy na to, co jej narzeczony musi teraz myśleć.


-Nie otworzysz?- zapytał sprowadzając ją ponownie na ziemię. 


          Zobaczyła jedynie, że Piotr wyjmuje z pudełeczka malutką błyskotkę i zakłada ją na jej serdeczny palec. Jakoś ją mało interesowało to, co jej dał. Dla niej było ważne co symbolizuje, ale siłą rzeczy spojrzała na dłoń.  Widniał na niej pierścionek z białego złota przypominający obrączkę z trzema niewielkimi diamencikami.  Nic poza uśmiechem nie potrafiła w tym momencie zrobić.


-Ja też coś mam dla Ciebie.- przemówiła wreszcie kobieta.- Mógłbyś mi podać torbę z kanapy?


          Piotr posłusznie podał ukochanej to, o co prosiła. Wyjęła z niej niewielki kartonik i mu go podała.


-Zajrzyj do środka.- powiedziała kobieta wpatrując się w niego. 


        Czekała na jego reakcję, której trochę się bała. Owinęła się szczelniej kocem. Bez zbędnych oporów podniósł wieczko i zajrzał do środka. Były w nim niemowlęce buciki. Wyjął je i spojrzał nieco zdziwiony na Hanę. 


-Będziesz tatą, Piotr.- wyszeptała kobieta spuszczając wzrok i zaczęła bawić się biżuterią.- Jestem w 7 tygodniu ciąży. W środku masz też USG. Jeśli się nie…

-Kocham Cię. Jestem najszczęśliwszym facetem na świecie w tej chwili.- stwierdził przyciągając ukochaną do siebie i przytulił z całych sił.- To najlepsze Święta jakie do tej pory miałem.


         Dziewczyna nic nie powiedziała. Wtuliła się w jego ramiona. Myśleli i czuli identycznie. Uśmiechnęła się na myśl, że jednak im się ułoży. Była pewna, że oboje tego pragnęli i zrobią wszystko by tak się stało. Przymknęła oczy i zadurzyła się jego zapachem. Kolejny raz odpłynęła czując na swojej szyi pocałunek. Z zadowoleniem stwierdziła, że jednak nawet największy pech może przekuć się w coś pięknego. 

Witajcie! Dzisiaj wyjątkowo, bo świątecznie piszę tylko ja, Agnes. Postanowiłam napisać coś, co będzie poniekąd odskocznią od poprzedniego opowiadania, więc powstała ta oto jednorazówka Świąteczna o Hanie i Piotrze. Mam nadzieję, że chociaż trochę humory Wam się poprawią czytając moje wypociny. Jest to też prezent dla Agaty. Dziękuję, że mnie inspiruje i pozwala udostępniać na swoim blogu to, co napiszę.  Ponad to w imieniu Agatki i swoim chciałabym Wam złożyć najserdeczniejsze życzenia zdrowych, wesołych i rodzinnych Świąt. Oby każdy kolejny dzień w Waszym życiu był szczęśliwy, a uśmiechy z Waszych twarzy nigdy nie schodziły! Dużo miłości i zdrowia, bo to one są najważniejsze, a cała reszta się ułoży! :) Pozdrawiamy! Agatka&Agnes

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 2 "Wschód słońca" II



         Wszedł do sypialni. Dziewczyna leżała skulona na łóżku. Płakała, a jej ciało drżało. Wahał się, a serce rozrywał mu żal. Tak bardzo chciał jej pomóc. Z drugiej strony cholernie bał się skrzywdzić ją kolejny raz. Przysiadł jednak za nią i niepewnie dotknął jej ramienia. Hana pod jego ciepłym dotykiem wzdrygnęła się. Jej mózg podpowiadał kolejną ucieczkę, ale serce tym razem zadziałało mocniej. Cała zalana łzami powoli odwróciła się w jego stronę. Widziała w jego  oczach, jak bardzo jest zakłopotany całą tą sytuacją. Ona sama natomiast była wystraszona, ale potrzebowała go. Jej spojrzenie krzyczało o pomoc. Zrzuciła dłoń mężczyzny i podniosła się na łóżku. Nieśmiało przylgnęła do torsu Piotra chowając twarz w jego koszulę. Dalej łkała. Brunet przyciągnął kobietę mocno do siebie. Otulił ją. Przez długi czas Hana nie potrafiła się opanować.  Żadne z nich nie odezwało się ani słowem. Kiedy blondynka była już względnie spokojna usadowiła się na kolanach Gawryły i przytuliła się do niego jeszcze mocniej. Starała się zebrać myśli i ułożyć na nowo to, co chciała mu wyznać. Nie popędzał jej. Widział, jak dziewczyna intensywnie szuka słów. Czekał na nią i obserwował. Wiedział, że to musi być coś ważnego. Odpłynął swoimi myślami właśnie w tym kierunku. Zastanawiał się, o co może chodzić.


-Piotr…- usłyszał zachrypnięty głos ukochanej wyrywający go z zamyślenia.-Chciałabym, żebyś… Powinieneś…

-Spokojnie.-odparł mężczyzna ciepło uśmiechając się w jej stronę.

-Muszę Ci coś powiedzieć.-stwierdziła Hana odsuwając się nieco od niego. Klęknęła przed Piotrem.-Ale nie wiem, jak to zrobić. Od czego zacząć…

-Hana.- chirurg chwycił jej podbródek w dwa palce i podniósł jej dotychczas opuszczoną głowę ku górze tak, że Goldberg patrzyła mu w oczy.-Wiem, że to dla Ciebie trudne. Zależy mi na Tobie i nie chcę, aby coś między nami w dalszym ciągu stało i przeszkadzało w normalnym życiu. Pomogę Ci. Tylko powiedz od początku, co się stało.

-Wiem.- odpowiedziała wzruszona lekarka.- Ale to wszystko…

-Jeśli nie jesteś gotowa, to będę czekał dalej. Nic na siłę Hana.

-Nie! Nie mogę cały czas uciekać i bać się. Potrzebuję pomocy, a Ty jedyny sprawiasz, że czuję się bezpieczna.

-Pomogę Ci. Obiecuję.-powiedział mężczyzna.


       Hana patrzała w jego oczy pełne miłości, troski i bólu. Wahała się cały czas. Wzięła głęboki oddech.

-Piotr…- zaczęła niepewnie kobieta starając się uciec wzrokiem. Czuła na sobie jego spojrzenie.- Ja chciałabym o wszystkim zapomnieć, ale nie potrafię.

-O czym Hana?

-O tym wszystkim, co on mi zrobił. –odparła trzęsącym głosem blondynka.

-Nie denerwuj się.

-To jest silniejsze. Kiedy sobie przypomnę ten ból. Każdy jego cios. Bił mnie na oślep. Po prostu wszędzie. Wiesz ile razy traciłam przytomność? Sama nawet nie wiem. To jest nie do opisania.

-Wiem. Widziałem ile siniaków i ran miałaś, kiedy leżałaś w szpitalu.

-Do tego ten strach. Leżałam w jakiejś zatęchłej norze. Było zimno i ciemno. Bałam się za każdym razem, gdy on tam wchodził. Myślałam, że już nigdy się stamtąd nie wydostanę i nie zobaczę Ciebie.

- Wątpiłaś, że Cię znajdę?

-Wiesz, kiedy tam byłam, to miałam różne myśli. W pewnym momencie nawet sądziłam, że o mnie zapomniałeś. Wątpiłam we wszystko.  Miałam nadzieję, że to tylko zły sen i obudzę się z niego, przy Tobie.

-Hana- zaczął zdziwiony mężczyzna.- Tak mi przykro, że musiałaś przez to przejść. Uwierz mi, że robiłem wszystko, co mogłem.

-Wiem.- odparła kobieta, w której oczach ponownie zagościły łzy.- Jestem Ci za to wdzięczna.

-Fakt. Może nie wiem, co dokładnie wtedy czułaś, ale wiem, że na to nie zasłużyłaś.

-Wiesz, gdy zobaczyłam wtedy, że to Chris. To nawet myślałam, że nic mi się nie stanie, że to wszystko, to tylko jakaś gra. Sądziłam, że może James poprosił go, żeby zaaranżował moje porwanie, żeby mógł się ze mną spotkać. Wtedy uwierzyłam, że ta cała jego historia o byciu agentem może być prawdą.

-Bo była.

-Skąd wiesz?

-Rozmawiałem dzisiaj z Marią. Opowiedziała mi o tym, jak to wszystko było naprawdę.

-Co Ci powiedziała?- zainteresowała się Hana.

-Twój mąż był agentem wywiadu. Szukali jakiś dokumentów i przez to musiał uciekać. To Twoje porwanie też było poniekąd zaplanowane, ale miałaś posłużyć tylko jako klucz do walizki z tymi papierami.

-Ja? Nie rozumiem. Jak to kluczem?

-Podobno James mówił Ci coś o jakimś kodzie. Mniejsza o to. W każdym razie Chris uprowadził Cię, żeby go poznać.

-No, ale czemu Ciebie w to wmieszali?

-No i to jest właśnie drugi powód Twojego zniknięcia. On Cię kochał Hana i musiał pozbyć się kolejnej przeszkody w drodze do Ciebie.

-Co chcesz przez to powiedzieć?

-No tak. Pewnie nie za wiele pamiętasz z tego, jak się wydostałaś. Ten facet chciał mnie zabić, tak jak wcześniej Jamesa i pewnie by mu się udało, gdyby nie to, że wcześniej zastrzeliła go Twoja przyjaciółka.

-Co jak to? James? Nie żyje?- pytała jak w amoku kobieta.

-Tak. Zamordował go po jego zniknięciu z zakładu.- nic już nie mówiąc przytulił do siebie płaczącą dziewczynę.- Ciii. To już minęło.

-To był potwór.-stwierdziła przerywanym głosem kobieta.- A wiesz, co jest najgorsze?

-Co takiego?- zapytał zdezorientowany chirurg.

-On mnie gwałcił.- powiedziała cicho niemal niesłyszalnie.

-Co?

-Za każdym razem, kiedy do mnie przychodził. Gwałcił mnie. Rozumiesz? Gwałcił!- traciła powoli kontrolę nad sobą. Płakała.- To tak bolało. Czułam się jak dziwka. Był cholernie brutalny. Chciałam tylko, żeby to się skończyło. Miałam dość. Chciałam umrzeć.


            Piotr patrzał na nią jak zahipnotyzowany. Cała ta historia zaczęła mu się układać w jedną całość. Rozumiał w pełni jej teraźniejsze zachowanie. Jej oschłość wobec ludzi i trzymanie go na dystans.  To było dla niego chore. Nie dziwił się, że jest taka załamana.  Nie wiedział, jak się zachować, ani co powiedzieć. Słowa nic nie znaczyły. Przytulił ją kolejny raz do siebie. Jemu samemu chciało się płakać. Jemu Piotrowi Gawryle stanęły łzy w oczach.

-Hana… Ja nie wiem. Cholernie mi przykro. Obiecuję, że nikt nigdy już Cię nie skrzywdzi.

Kobieta bez słowa odsunęła się od niego. Czerwonymi od płaczu oczyma zatopiła się w jego spojrzeniu.  Był dla niej teraz wszystkim, co miała.

-Wiem.- powiedziała kobieta chwytając jego twarz w dłonie gładząc jego policzki.- Zrób dla mnie tylko jedno.

-Co takiego?

-Pocałuj mnie!- odparła pewnie Hana.


              Mężczyzna patrzył na nią trochę zdezorientowany. Niepewnie zbliżył się do niej. Czuli swoje oddechu na sobie. W ich nozdrza uderzały zapachy ich zmieszanych ze sobą perfum. Dotknął ustami jej warg. Poczuła jak przez jej ciało przechodzi dreszcz, a jednocześnie serce rozgrzewa się, tak jakby ciepło jego ust przeszywało ją na wskroś. Przymknęła oczy. Całowali się delikatnie, powoli. Nie śpieszyli się. Cieszyli się sobą nawzajem. Odzyskiwali coś, czego im brakowało. Kobieta przylgnęła do niego całą sobą.  Czuła się bezpiecznie w jego ramionach. Całkowicie zapomnieli o rzeczywistości; o tym, co działo się nie tak dawno temu w ich życiu. To kwintesencja ich miłości. Nigdy wcześniej nie byli dla siebie tak czuli, bliscy sobie i beztroscy. Te chwile brutalnie przerwał im telefon.  Niechętnie odsunęli się od siebie.


-Odbiorę.- zaoferował się Piotr i ułożył Hanę ponownie na łóżku.

   Spojrzał na wyświetlacz swojej komórki i niezadowolony odebrał połączenie.

-Tak Magda?- zapytał mężczyzna obserwując reakcję dziewczyny.

-….

-Chcesz, żeby Tosia przyjechała do nas w tym tygodniu?- brunet nie krył swojego zdziwienia.  Lekarka natomiast patrzyła na niego wzrokiem pełnym lęku.

-….

-Myślę, że to nie jest zbyt dobry moment.

-….

-Ale Magda dobrze wiesz, że kocham ją i zawsze będę mieć dla niej czas. Tylko po prostu teraz to nienajlepszy czas.

-…

-To jest nie fair, że stawiasz nas w takiej sytuacji.- powiedział wściekły.

-….

-Ok. Przyjadę jutro po nią do szkoły. Spakuj ją na cały ten tydzień.

-…

-Cześć!


          Niepewnie spojrzał na ukochaną. Z jej twarzy nic umiał wyczytać. Dawno nie miała tak kamiennej twarzy. Podszedł do niej i przysiadł u jej boku.

-Przepraszam, ale nie mogłem odmówić. Postawiła mnie pod ścianą.

-Piotr.- dziewczyna spojrzała w jego zielone oczy.- Nie tłumacz się. Tosia to Twoja córka i masz wobec nie obowiązki. W pełni to rozumiem.

-Nie jesteś zła?

-Nie.- pogładziła go po policzku.


         Piotr przytrzymał jej dłoń. Splótł ich palce ze sobą. Trochę bał się tego, jak Hana zareaguje na dziewczynkę. Mimo wszystko nie kontaktowała się z ludźmi przez ten czas. Podobne obawy miała lekarka. Strasznie bała się reakcji Soszyńskiej, bo zdawała sobie sprawę, że mała wszystko wyczuje, a tego nie chciała.


-Wiesz mam pewien pomysł.

-Tak?

-Widzisz jutro już piątek. Ja mam wolny cały weekend. Może byśmy gdzieś pojechali? Pamiętasz ten domek nad jeziorem? Myślę, że dobrze by nam zrobił taki odpoczynek?


           Kobieta była zmieszana. Kompletnie nie spodziewała się takiej propozycji z jego strony.  Jak on sobie wyobrażał taki wyjazd? Nie wiedziała, co mam mu odpowiedzieć.

Witamy! Przepraszamy za to opóźnienie, ale skomplikowało się parę spraw. Mamy nadzieję, że ta część spodoba się Wam równie mocno i czekamy na komentarze! Pozdrawiamy! Agatka&Agnes