Idealna związek - przetrwa wszystko ?

Idealna związek - przetrwa wszystko ?

wtorek, 24 grudnia 2013

Świątecznie.



        Śnieg prószył coraz mocniej. Warszawskie ulice pełne były zasp. Przejeżdżając przez całe swoje osiedle obserwowała bawiące się dzieci i gromady ludzi zmierzające do swoich domów- na spotkania z rodziną i najbliższymi. Blado uśmiechała się na ten widok. Było jej najzwyczajniej smutno. Była Wigilia, a ona zmierzała na nocny dyżur do szpitala. Dodatkowo dobijał ją Piotr. Wrócili do siebie zaledwie 2 miesiące temu, po nie małych perypetiach, a zdążyli już się pokłócić do tego stopnia, że już z dobry tydzień nie mieli ze sobą kontaktu. Planowali te święta spędzić wspólnie. Oboje mieli mieć wolne i chcieli się sobą nacieszyć, ale ich plany zaburzyło zaproszenie na święta do Krakowa, które telefonicznie przekazała im matka chirurga. Wystraszyła się. Ona- Hana Goldberg była przerażona perspektywą spotkania z najbliższymi swojego ukochanego  i spędzenia z nimi tych kilku dni. Sama się sobie dziwiła, bo ostatecznie nigdy nie miała takich problemów z nawiązywaniem nowych znajomości,  ale chyba przerosło ją to, że ich związek nabrałby poważnego charakteru. Nie była chyba jeszcze na to gotowa. Poza tym martwiła się, czy zostanie zaakceptowana jako przyszła synowa.  Rozumiała Piotra, że chce rodzinnie spędzić ten czas, ale ona nie umiała się przełamać. Żałowała tylko teraz, że mu o tym nie powiedziała, a doprowadziła do zbędnej awantury. Chyba jedynym plusem tej sytuacji było to, że Darek może spędzić Boże Narodzenie z żoną, a nie w szpitalu tak jak mówił grafik. Co prawda ona też nie musiała być na miejscu, bo Stefan uznał, że wystarczy jeśli będzie pod telefonem, ale nie kusiło jej samotne siedzenie w domu przed telewizorem oglądając kolejny raz „Kevina…”.  Latoszkowie pojechali do matki Leny, a Przemek dzielnie pracował na misji, czyli jednym słowem nie miała nawet, gdzie się zaszyć. Cały czas też myślała o Piotrze. Uznała, że pewnie jednak pojechał do rodziców. Szkoda jej było, że nie wysłał nawet krótkich życzeń. Ostatecznie mogła się spodziewać, że dalej był na nią zły i po jego powrocie czeka ich poważna rozmowa, czy nawet rozstanie. Nagle poczuła, że jej samochód nie jedzie tak jak powinien. Zatrzymała się na poboczu i wysiadła. Zaklnęła pod nosem widząc przebitą tylną oponę swojego Suzuki. Spojrzała na zegarek. Miała dosyć sporo szczęścia. Dochodziła dopiero 16.30, więc mogła z tego lasu zrobić sobie spacer do szpitala. Zamknęła samochód uznając, że rano wróci po niego i zmieni jakoś to koło. Ruszyła wzdłuż drogi w stronę Leśnej Góry.  Co chwilę ślizgała się na lodzie, a utrzymaniu równowagi nie pomagały jej ukochane obcasy.  Zdawała sobie sprawę, że kierowcy w mijanych ją samochodach musieli mieć z niej niezły ubaw. Co jakiś czas ktoś na nią trąbił wprawiając lekarkę w jeszcze większą wściekłość. Po przeszło 30 minutach udało jej się dotrzeć bezpiecznie na przyszpitalny parking. Od razu zmieniła swój krok na bardziej pewny. Jak się okazało los bywa przewrotny.  Idąc już do drzwi wejściowych nie zauważyła zamarzniętej kałuży i  dość niefortunnie stanęła.  Poczuła jedynie, że traci grunt pod nogami i z impetem runęła na ziemię. W momencie oblała się rumieńcem.  Nie pamiętała już, kiedy ostatni raz zdarzyło jej się fiknąć takiego kozła. Zdenerwowała się jeszcze bardziej na siebie dzisiejszego dnia. Przypomniało jej się, że w dalszym ciągu leżała centralnie przed drzwiami. Rozejrzała się dookoła. Na jej szczęście nikt jej nie widział. Jeszcze brakowało by docinków ze strony znajomych.  Szybko, ale ostrożnie pozbierała się z ziemi. Powoli weszła do szpitala i równie leniwie ruszyła korytarzami w stronę pokoju lekarskiego. Pusta panowała w całym szpitalu. Praktycznie nikogo nie spotkała. Podobnie było w lekarskim. Żadnej żywej duszy. Westchnęła cicho. Przebrała się w kitel i zebrała swoje dokumenty z biurka. Nastawiła sobie ekspres na kawę i podeszła do okna. Przyglądała się białemu puchowi, który otulał całą okolicę. Mimo, że kochała lato to widok sypiący płatków śniegu, zwłaszcza w Polsce sprawiał, że było jej cieplej na sercu. Przymknęła błękitne oczy. Rozmarzyła się, a na jej twarzy zagościł uśmiech. Jej myśli krążyły wokół Gawryły i ich przyszłości. Już całkowicie zapomniała o złości. Miała w głębi siebie nadzieję, że nie potraktował jej słów serio. Jednak nie powinna mówić mu, że żałuje ich związku i nie widzi ich wspólnej przyszłości, bo w rzeczywistości tak przecież nie było. Pragnęła zostać jego żoną i mieć z nim dzieci. Było jej teraz wstyd. Zaczęła kombinować, jak udobruchać po tym wszystkim chirurga. Poczuła dłoń na swoim ramieniu. Przez moment myślała, że to właśnie on jej dotyka. Odwróciła się otwierając oczy.


-Cześć Hana.- przywitał się z nią Dryl.- Ty tutaj? Wigilia w szpitalu?

-Hej Szymon.- spojrzała zawiedziona na bruneta.- No tak jakoś wyszło, że nie miała planów, więc zamieniłam się z Darkiem dyżurami. A Ty co tutaj jeszcze robisz? Myślałam, że psycholodzy mają wolne w Święta.

-No fakt. Mam wolne, ale po drodze do rodziców zajrzałem po kilka papierków.- mężczyzna zbliżył się niebezpiecznie.- Słuchaj Hana, mam propozycję. Skoro spędzasz sama ten czas to może pojedziesz ze mną, co? Przynajmniej będziesz mieć towarzystwo.


      Dziewczynę dosłownie zamurowało.Wiedziała, że ten facet jest bardzo bezpośredni, ale jego bezczelny ton po prostu zbił ją z nóg. Dawno nie wściekła się na nikogo tak bardzo. Jak on to sobie wyobraża? Mając faceta pojedzie z innym zakochanym w niej po uszy gościu do jego rodziców i co? Będzie traktowana jak jego koleżanka z pracy, która akurat nie miała nic do roboty w domu? Chyba jednak zbyt dobrze znała takie zagrywki.


-Wiesz. Nie dzięki. Wolę popilnować moich pacjentek.- rzuciła ginekolog powstrzymując swoje emocje, byleby tylko nie wybuchnąć.- Przepraszam. Muszę iść. Cześć.


       Blondynka starając się zachowywać jak najbardziej naturalnie ominęła lekarza i porwała drżącą dłonią kubek z gorącą kawą. Kolejny pech jej nie ominął dzisiejszego dnia.  Narzuciła sobie najwidoczniej zbyt duże tempo i cała zawartość naczynia wylała się na jej jasny sweter pozostawiając na jego środku duży, ciemny ślad.  Zaklnęła w głowie. Jedynym szczęściem było to, że nie zalała dokumentacji trzymanej w ręce, bo tego by sobie nie podarowała.


-Daj pomogę Ci.- zaoferował się natychmiast Szymon rzucając  się na pomoc z paczką chusteczek higienicznych.- Ściągnij to. Im szybciej zapierzesz, tym mniejsza plama zostanie.

-Dzięki za dobrą radę.- odparła wzburzona Goldberg spoglądając na rozmówcę spod byka.-Poradzę sobie sama.

-Jak wolisz.- odpowiedział zrezygnowany mężczyzna.- Ja się zbieram w takim razie. Jakby co to daj znać. Możesz wpaść do nas w każdej chwili w Święta. Cześć!

-Zapamiętam.- rzuciła od niechcenia kobieta. Miała go dość.- Cześć!


        Kiedy tylko wyszedł Hana uderzyła rękoma z całej siły o blat biurka obok, którego stała. Chciała jakoś odreagować ten dzisiejszy dzień.  Chwilę tak trwała uspokajając nieregularny oddech. Jednak adrenalina bardzo mocno na nią oddziaływała.  Ostatecznie zdjęła pospiesznie kitel, a następnie poplamione ubranie.  Przez jej ciało przeszedł dreszcz zimna. Nie było to jednak rozsądne ubierać  cieniutką, luźną koszulkę nawet do ogrzewanego szpitala.  Odłożyła rzeczy na biurko i ponownie nalała sobie kawy. Wiedziała, że inaczej zaśnie w połowie pracy. Wzięła wszystko, co było jej potrzebne i poszła na swój oddział, po drodze zahaczając o łazienkę w celu ratowania ukochanej odzieży.  Dochodziła już 19. Tak jak myślała wcześniej wszędzie panował spokój. Kompletnie nic się nie działo.  Dodatkowo nie miała z kim porozmawiać. W Leśnej Górze, oprócz ginekologii działała tylko Izba Przyjęć, na której dyżurowała Agata, z którą nie miała w ogóle ochoty się widzieć. Zdążyła wypełnić już wszystkie zaległe papierki, więc jedyne, co jej  pozostawało to czekanie na jedyne szczęście tego wieczora, czyli nagły poród. Tymczasem odjechała fotelem od swojego stołu i zbliżyła się do okna. Wyciągnęła wygodnie nogi na parapecie i wpatrywała się  obraz za szybą. Widok zaśnieżonego parkingu oświetlonego światłem latarni, a w oddali zasnutych mrokiem alei otaczającego szpital parku, miały w sobie jakiś hipnotyczny urok i wprawiały dziewczynę w niesamowity nastrój.  Z jednej strony niesamowicie jej się podobał i intrygował, a z drugiej bałaby się sama zatopić w gąszcz tych drzew.  Dopiła zimną już kawę i dalej rozmyślała. W jej głowie ponownie zagościł Piotr. Bardzo jej go brakowało. Zdawała sobie sprawę, że tylko z nim nie zawahałaby się i weszła nocą w takie niebezpieczne miejsce. Czułaby się bezpieczna. Wzięła do ręki swój telefon. W dalszym ciągu nie miała żadnych wiadomości od ukochanego. Chciała spróbować jeszcze do niego zadzwonić, ale ostatecznie jej zamiar odszedł równie szybko, jak przyszedł. Nie zauważyła nawet, kiedy powieki zakryły jej oczy i odpłynęła w krainę snów.  Nagle ocknęła się.  Nie wiedziała, ile spała. Obudził ją dotyk, ale dalej udawała, że śpi. Ktoś trzymał ją  za dłoń, a najwidoczniej drugą gładził policzek. Następnie przeniósł swoje ruchy na jej kark. Serce biło jej jak oszalałe, ale poddawała się z przyjemnością tym pieszczotom. Delikatny masaż rozluźnił ją i nerwy dzisiejszego dnia odeszły gdzieś daleko. Niechętnie uniosła twarz nieco ku górze i spojrzała. Oniemiała.

-Cześć.- rzekł Piotr uśmiechając się do niej najszczerzej jak potrafił.

-Piotr? Co ty tutaj robisz?- oparła zaskoczona kobieta. W odpowiedzi usłyszała tylko ciepły śmiech mężczyzny.- Dlaczego się śmiejesz?

-Z Ciebie. Wyglądasz co najmniej jakbyś ujrzała ducha.- starał się opanować, ale mina Hany wcale mu w tym nie pomagała. Przekrzywił głowę w bok.- Chyba nie myślałaś, że zostawię Cię samą dzisiaj w szpitalu?

-Bardzo zabawne. Szczerze? To tak właśnie myślałam. Nie mieliśmy ze sobą kontaktu od czasu wyprowadzki. Uznałam, że jednak wyjechałeś.

-Daj spokój. Było minęło. Jak widzisz jestem przy Tobie i nigdzie się nie wybieram.- powiedział tym razem już całkiem poważnie Gawryło chwytając panią doktor za dłonie i pociągając je, aby zmusić ją do wstania.


       Dziewczyna bez słowa spełniła życzenie ukochanego. Myślała, że zaraz zacznie skakać z radości. Stanęła naprzeciw niego. Nie musiała długo czekać na jego reakcję. Zagarnął ją w swoje ramiona. Wtuliła się w niego.


-Dobrze. Koniec tego dobrego. Zbieraj się.

-Co? Ja mam nockę.- zapytała kobieta, jakby znajdowała się w jakimś letargu.

-Z tego co wiem to masz być pod telefonem. Wcale nie musisz tutaj siedzieć. No ubieraj się i zabieraj swoje rzeczy. Mam coś dla Ciebie i musimy już jechać.- podał jej płaszcz.-A za ten brak swetra to się policzymy później.


      Goldberg spojrzała jedynie na niego z mieszaniną złości i zdziwienia.  Słuchała go jednak bez żadnego sprzeciwu. Po chwili szli już trzymając się za ręce wzdłuż korytarzy w kierunku wyjścia.  Przekroczyli próg szpitala, a ich twarzy uderzyło mroźne, wieczorne powietrze.  Napięcie między nimi rosło. Zaczęli biec. Kobieta ponownie zaczęła się ślizgać. Piotr niewiele myśląc podniósł ją na ręce i okręcił się  kilka razy wokół własnej osi. Zaczęli się śmiać.


-Wariat!- krzyknęła Hana oplatając rękoma jego szyję.- Przewrócisz się.


       Widziała, że jej uwagi nie zrobiły na nim najmniejszego wrażenia. Uśmiechnęła się jedynie pod nosem i zamilkła.  Dopiero gdy musiał otworzyć samochód, postawił ją na ziemię. Wpuścił dziewczynę do środka, a sam w mig zasiadł po stronie kierowcy.


-Swoją drogą to, gdzie jest Twój samochód? Przyjechałaś taksówką?

-Nie pytaj lepiej.-odparła bez zastanowienia.- Powiedz mi. Gdzie mnie porywasz?

-Nic nie powiem. To ma być niespodzianka. Chyba, że mi nie ufasz?- rzekł prowokacyjnie mężczyzna z nonszalanckim uśmiechem.

-Tobie? No oczywiście.- zapewniła lekarka całując go w policzek, a następnie wtuliła się w jego ramię.


       Musiała przyznać, że jednak poczuła ulgę, że o niej nie zapomniał ot tak. O nic więcej nie pytała. Cieszyła się tylko tym, że są razem. Po niecałych trzydziestu minutach wyjechali z miasta, a Piotr skręcił w jedną z leśnych ścieżek. Nie jechali jednak zbyt długo. Jej oczom ukazał się niewielki domek stojący samotnie na wielkiej polanie.  Była trochę zaskoczona.  Opowiadała kiedyś chirurgowi, że chciałaby kiedyś w takie miejsce jechać, ale nie sądziła, że będzie o tym pamiętał.  Zaparkował na podjeździe i wysiedli z samochodu.  Czuła na sobie badawczy wzrok mężczyzny. Nie zwracała jednak na to uwagi.  Ramię w ramię przeszli przez podwórze i werandę. Przekroczyli próg domu. W środku było ciepło, a w powietrzu unosił się zapach cynamonu zmieszany z nutą wanilii. W przedpokoju trochę na oślep zdjęli swoje kurtki i buty. Jak sądziła Hana, z salonu wydobywało się jedyne światło w całym domu. Tam też poprowadził ją chirurg.  W centralnej części pomieszczenia stał kominek, w którym strzelały przyjemnie iskierki ognia. Nieco w rogu stała niewielka choinka. Na stoliku znajdowała się miska z przeróżnymi i, jak na jej oko, domowymi ciastkami oraz piernikami, a obok niej dzbanek z parującym napojem i dwoma kubkami.  Na ziemi pod kominkiem leżał rozłożony koc, a co jakiś czas porozstawiane były malutkie świece.  Łzy stanęły jej w oczach. Całe wnętrze, które było bardzo przytulne i panująca atmosfera sprawiły, że wzruszyła się. Objął ją ramieniem i rzucił krótkie „Chodź.” . Nie opierała mu się. Poprowadził ją praktycznie na sam środek pomieszczania. Wziął ze stołu wcześniej niezauważony przez nią opłatek. Przełamał go na pół i podał jej kawałek.


-Hana. Wiem, że może nie tak wyobrażałaś sobie nasze Święta, ale zadaję sobie sprawę, że trochę za mocno na Ciebie naciskałem.  Przepraszam. Co mógłbym nam życzyć? Chyba jednego, żebyśmy wytrwali ze sobą. Wszystko inne uda nam się wspólnie pokonać.

-Nie obwiniaj się. Oboje zbyt bardzo chcieliśmy postawić na swoim. Ale dobrze to ująłeś. Jeśli tylko będziemy razem, to wszystko będzie dobrze. Kocham Cię.

-Ja Ciebie też.


       Połamali się opłatkiem i mocno przytulili się do siebie.  Delikatnie i czule pocałowali się. Piotr odłożył wszystko z powrotem na miejsce. Hana nachyliła się w jego stronę. 


-Nie chce mi się jeść.- powiedziała widząc, że mężczyzna sięga po przygotowane przez niego słodycze.

-Doprawdy?


        Dziewczyna tym razem nic nie opowiedziała. Pociągnęła go niezbyt mocno w swoją stronę. Pocałowała go dość dosadnie.  Pragnęła go tu i teraz. Stał naprzeciw niej i przyciągnął ją w talii. Zarzuciła mu ręce na szyje.  Musnął jej ust. Jego miękkie wargi rozgrzewały ją jeszcze mocniej. Napięcie między nimi zaczęło rosnąć. Z początku nieśmiałe i badawcze pieszczoty zaczęły nabierać większej namiętności. Całowali się szybko, a ich języki toczyły ze sobą walkę. Przymknęła oczy, gdy Piotr zaczął obdarowywać czułościami  jej szyję i ramiona. Wplótł dłonie w jej blond włosy. Błądziła rękoma po jego torsie i niezgrabnie odpinała guziki  błękitnej koszuli.  Zsunęła  ją z niego i rzuciła gdzieś za siebie.  Przejęła inicjatywę.  Wpiła się w jego usta drażniąc jednocześnie językiem jego podniebienie. Przejechała na jego policzki i od nich ścieżką przez kark przeszła na ramiona i klatkę piersiową. Czuła, że z każdą pieszczotą jej mężczyzna wzdryga się. Po prostu wiedziała, że uwielbia to i zaczyna powoli odpływać.  Nie chciała mu jednak na to za szybko pozwolić. Popchnęła go lekko dając znak, żeby wylądował na ziemi.  Dopiero teraz zauważyła, że on również, jak uprzednio ona miał zamknięte oczy. Spojrzała teraz w ich błękit. Błyszczały. Płonęły niemal identycznym jak te iskierki ognia w kominku. Uśmiechnęła się uwodzicielsko, a on prawie padł na koc. Zaśmiała się, gdy pociągnął ją za sobą. Nie pozwoliła mu jednak na nic innego. Szybko musnęła jego warg. Poczuła jego dłonie pod swoją koszulką, która po chwili zawędrowała w ślad za koszulą Piotra.  Nachyliła się ponownie nad nim. Opuszkami palców gładziła jego ledwie zarysowane mięśnie na brzuchu.  Wiedziała, że nie jest typem pakera, ale za każdym razem przyjemniej jej było, gdy widziała napinające się pod jej dotykiem ciało ukochanego. Palce zastąpiła ustami. Delikatnie drażniła jego rozgrzaną skórę językiem.  Przejechała mu ręką po rozporku i bez wstępów rozpięła spodnie chirurga. Zdjęła je. Rzuciła mu prowokacyjny wzrok. Łobuzerski uśmiech zagościł na jego twarzy. Podniósł ją w swoim ramionach tak by, to teraz ona leżała. Zawisnął nad nią. Komunikowali się bez słów. Jego dłonie spoczęły na jej piersiach. Drażnił je przez materiał koronkowego czarnego stanika. Całował jej dekolt.  Ugniatał starannie każdą pierś. Miała wrażenie, że jej ciche, niekontrolowane jęki działały na niego jak płachta na byka.  Zawsze była ciekawa, czy tak była też prawda, bo czuła jakby nakręcał się tym. Nim się obejrzała czuła jego dotyk na swoim rozgrzanym, nagim udzie.  Podrażnił opuszkami jej kobiecość.  Spojrzała karcąco na niego. Widziała jaką dziką radość sprawia mu takie droczenie się z nią. Piotr klęknął przed nią. Hana patrzyła na niego kompletnie rozkojarzona. Usiadła naprzeciw niego.  Kolejny pocałunek powędrował na jej spierzchnięte usta.  Zdjął jej stanik i  gładził jej biust. Obdarował każdą z jej piersi pocałunkiem. Ona natomiast odchyliła delikatnie głowę do tyłu i przymknęła oczy. Na oślep błądziła rękoma po jego bokserkach. Jej wnętrze krzyczało. Nie potrafiła dłużej czekać. Musiała go poczuć.  W końcu udało jej się zdjąć z niego zbędną garderobę.  Nie musiała  nawet patrzeć by wiedzieć, że mężczyzna czuje to samo, co ona. Uniósł ją delikatnie do góry. Teraz oboje byli nadzy. Posadził ją sobie na udach jednocześnie powoli w nią wchodząc. Spojrzeli sobie w oczy. Obejmowała go starając się być możliwie blisko niego. Błądził dłońmi po jej plecach. Ich ciała szybko znalazły wspólny rytm. Poruszali się niespiesznie. Cieszyli się sobą.  Dziewczyna odchyliła nieco głowę i zaczęła coś mamrotać.  Chyba nieświadomie powróciła do języka hebrajskiego. Piotr wsparł swoje czoło na jej brodzie.  Przytuliła jego głowę do siebie. 


-Piotr. Kończmy to.- jedynie tyle udało się kobiecie wychrypieć przez zaschnięte gardło.


        Przyspieszył swoje ruchy, a głośniejsze jęki zaczęły rozchodził się po pomieszczeniu.  Nie musieli się tutaj kontrolować.  Praktycznie w tym samym momencie ich ciała zesztywniały. Ciepło rozlało jej wnętrze, a jednocześnie każda cząstka jej rozbijała się na jeszcze mniejsze kawałeczki. Jednocześnie opadli z sił. Położyli się na ziemi. Próbowali uspokoić swoje oddechy, co nie było zbyt łatwe. Dziewczyna leżała do nim twarzą zwrócona w płomienie kominka. Gładziła jego bark. Nie miała nawet siły z niego zejść. On natomiast zataczał jakieś niezrozumiałe kształty na jej zgrabnych plecach.


-Zaszaleliśmy.- zaczął, kiedy już mógł w miarę normalnie oddychać.

-Zaszaleliśmy.- przyznała Hana nie odrywając twarzy od jego rozgrzanego jeszcze ciała.

-Musimy się chyba częściej kłócić, jeśli za każdym razem będziemy się tak godzić.

-Obiecuję Ci, że następnym razem tak łatwo nie będzie.- odparła śmiejąc się kobieta.


       Nagle mężczyzna przeniósł ją z siebie na podłogę i okrył kocem.  Spojrzała na niego lekko zdezorientowana i obserwowała jego ruchy.  Piotr w skupieniu zaczął szukać czegoś w kieszeni spodni. W reszcie wyciągnął, czego szukał i zwrócił się do niej kładąc głowę tuż przy jej twarzy.


-Hana.- zaczął poważnie tak, że Goldberg niemal serce stanęło w gardle.- Wiesz, że nie jestem zbyt dobrym oratorem. Już tym bardziej jeśli chodzi o uczucia. Myślałeś przeszło tydzień nad tym, co mam Ci powiedzieć i nic nie wymyśliłeś. Dlatego najlepiej będzie wprost. Kocham Cię i chcę, abyśmy byli już zawsze razem. Wyjdziesz za mnie?


        Widziała w jego oczach chyba każdą możliwą emocję od zażenowania i wstydu, przez zdenerwowanie i niepewność, po nadzieję. Wyglądał trochę jak mały zagubiony chłopiec zamknięty w ciele dorosłego mężczyzny, co było dla niej bardzo urocze.  Musiała sama przed sobą przyznać, że ten facet był dla niej przez cały czas zagadką, którą kochała z każdym gestem, słowem, momentem odkrywać.  Uśmiechnęła się do niego siadając.  W ślad za nią to samo uczynił Piotr. Wyczekiwał jej reakcji.  Wzięła z jego ręki malutkie czerwone pudełeczko, które do tej pory mężczyzna ściskał z całych sił. Nawet go nie otworzyła, a jedynie przyglądała mu się.  Przeniosła swój wzrok na niego. Napięcie na jego twarzy było coraz bardziej widoczne. Nachyliła się nad nim i czule pocałowała.


-Niepotrzebnie kupowałeś ten pierścionek, bo i tak bym za Ciebie wyszła.- wyszeptała, a na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech.


        Widziała jak twarz ukochanego zmienia swój wyraz. Ulżyło mu. Był szczęśliwy. Pogładziła go po policzku i kolejny raz ucałowała.  Zastanawiała się, jak musi wyglądać teraz w jego oczach, bo przyglądał się jej bardzo intensywnie. Ona na tle płomieni. Aż zaśmiała się w duszy na to, co jej narzeczony musi teraz myśleć.


-Nie otworzysz?- zapytał sprowadzając ją ponownie na ziemię. 


          Zobaczyła jedynie, że Piotr wyjmuje z pudełeczka malutką błyskotkę i zakłada ją na jej serdeczny palec. Jakoś ją mało interesowało to, co jej dał. Dla niej było ważne co symbolizuje, ale siłą rzeczy spojrzała na dłoń.  Widniał na niej pierścionek z białego złota przypominający obrączkę z trzema niewielkimi diamencikami.  Nic poza uśmiechem nie potrafiła w tym momencie zrobić.


-Ja też coś mam dla Ciebie.- przemówiła wreszcie kobieta.- Mógłbyś mi podać torbę z kanapy?


          Piotr posłusznie podał ukochanej to, o co prosiła. Wyjęła z niej niewielki kartonik i mu go podała.


-Zajrzyj do środka.- powiedziała kobieta wpatrując się w niego. 


        Czekała na jego reakcję, której trochę się bała. Owinęła się szczelniej kocem. Bez zbędnych oporów podniósł wieczko i zajrzał do środka. Były w nim niemowlęce buciki. Wyjął je i spojrzał nieco zdziwiony na Hanę. 


-Będziesz tatą, Piotr.- wyszeptała kobieta spuszczając wzrok i zaczęła bawić się biżuterią.- Jestem w 7 tygodniu ciąży. W środku masz też USG. Jeśli się nie…

-Kocham Cię. Jestem najszczęśliwszym facetem na świecie w tej chwili.- stwierdził przyciągając ukochaną do siebie i przytulił z całych sił.- To najlepsze Święta jakie do tej pory miałem.


         Dziewczyna nic nie powiedziała. Wtuliła się w jego ramiona. Myśleli i czuli identycznie. Uśmiechnęła się na myśl, że jednak im się ułoży. Była pewna, że oboje tego pragnęli i zrobią wszystko by tak się stało. Przymknęła oczy i zadurzyła się jego zapachem. Kolejny raz odpłynęła czując na swojej szyi pocałunek. Z zadowoleniem stwierdziła, że jednak nawet największy pech może przekuć się w coś pięknego. 

Witajcie! Dzisiaj wyjątkowo, bo świątecznie piszę tylko ja, Agnes. Postanowiłam napisać coś, co będzie poniekąd odskocznią od poprzedniego opowiadania, więc powstała ta oto jednorazówka Świąteczna o Hanie i Piotrze. Mam nadzieję, że chociaż trochę humory Wam się poprawią czytając moje wypociny. Jest to też prezent dla Agaty. Dziękuję, że mnie inspiruje i pozwala udostępniać na swoim blogu to, co napiszę.  Ponad to w imieniu Agatki i swoim chciałabym Wam złożyć najserdeczniejsze życzenia zdrowych, wesołych i rodzinnych Świąt. Oby każdy kolejny dzień w Waszym życiu był szczęśliwy, a uśmiechy z Waszych twarzy nigdy nie schodziły! Dużo miłości i zdrowia, bo to one są najważniejsze, a cała reszta się ułoży! :) Pozdrawiamy! Agatka&Agnes

8 komentarzy:

  1. <3<3<3<3<3<3<3<3 kocham <3<3<3<3<3<3<3<3
    K. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. dziękuejmy za to cudowne opowiadanie i tatme inne, tez. Dzięki Wam ten usmiech pojawia się na naszych twarzach, gdy tylko pojawi się next na blogu, a gdy czytamy wasze 'wypociny', to już w ogóle radośc z nas tryska. To my dziekujemy, że możemy czytac Wasze literackie dzieła.
    Również wesołych dla Was, a nam wszystkim życze częstszych nextów.

    L :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. dzięki , ze cos dodalyscie <3 swietne ,, czekam na nexta poprzedniego opowiadania i weolych swiat :) :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudne, bardzo mi się podoba <3

    OdpowiedzUsuń
  5. kiedy next " Wschod Slonca " ? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. kiedy next ??? :( jest syper blog <3

    OdpowiedzUsuń